O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.

Aktualności

Wycieczka Nr 20/2012 - Elektrownia wodna Pierzchały - 19 sierpnia

Zbiórka: Skrzyżowanie ulic Fromborskiej i Królewieckiej, godz. 9.00

Trasa: Elbląg, Piastowo, Milejewo, Majewo, Błudowo, Myśliwiec, Kurowo Braniewskie, Pierławki, Chruściel, Elektrownia wodna Pierzchały, Chruściel, Kurowo Braniewskie, Błudowo, Kwietnik, Kamiennik Wielki, Elbląg

Długość trasy: 86 km, Uczestnicy: 33, Punkty: 129


Trasa rowerowa 1775291 - powered by Bikemap 


Godzina 9 czy 9 minut 30? Jedni chcieli jechać jeszcze wcześniej, innym to było obojętne. Starły się na forum dwie szkoły niedzielnego wstawania. Każda dysponowała solidnymi argumentami, włącznie z babcią i Jej mądrościami. I znowu wszyscy czekali na decyzję Tego Najważniejszego. Przypomniały się Komendantowi znane słowa piosenki, które owego czasu nuciła cała Polska ,,jak dobrze wstać skoro świt, jutrzenki blask duszkiem pić" i decyzja zapadła. Chociaż o takiej, a nie innej decyzji ponoć bardziej zadecydowało stare przysłowie powtarzane przez dziadka, że kto rano wstaje, ten leje jak z cebra.

A tego dnia ,,jutrzenki blask" dawał od rana niebywale ostro. Temperaturę powietrza zapowiadano w wyższych partiach termometru, a i odległość do pokonania była niczego sobie. Mimo to na starcie stanęła pokaźna grupa kręcipedałów, gotowa zmierzyć się z czekającymi trudami. Cały przegląd maniaków rowerowania. Ci, co byli chętni kręcić w grupie, zdrowi i rekonwalescenci, wczorajsi i z bielutkimi owijkami na kierownicy, na Arkusach, i tylko nie było tych, co mieli być.

Ruszamy. Tym razem nie w kierunku Krasnego Lasu, co przy starcie niektórzy tak myśleli, ale w stronę Milejewa. Jest ciepło, a tu od razu pod górkę. Rozciągnął się peleton, a po dojechaniu do mety pierwszego etapu, czyli sklepu w Milejewie, niektórzy ciężko oddychali. Nie ma się co dziwić, im wyżej, tym powietrze rzadsze. Zapadła decyzja, by brać ze sklepu co się da, bo później może być różnie. Mijane po drodze małe sklepiki nie oferowały takiej różności towaru, jak ów wspomniany handlowy przybytek.

Ruszamy w stronę Majewa. Droga zachęca do jazdy, a za Majewem, jak by to powiedział Andrzej i tutaj cytat ,,to jest poezja, jak się mija złote łany zbóż, kwieciste łąki, piękne pagórki i całą czystą przyrodę w naturze, to nic nie boli, a uskrzydla i koi zmęczone serce, umysł i ciało". Mniej poetycko tylko dodam, że droga prowadzi leciutko z górki, z prawej strony drzewa dają cień i osłaniają nas przed słońcem. Podziwiamy to, co wokół. A mieszczuchom przypomnę, że to okres intensywnych prac polowych. Żniwa. Charakterystyczne widoki, to pracujące kombajny, drepczące za nimi bociany i bele słomy na polach. Sielsko i anielsko to wygląda, oczywiście jak się patrzy z daleka.

Przekraczamy S22 i ruszamy wzdłuż trasy tzw. drogą techniczną. I tutaj rowerowa brać jest w swoim żywiole. Droga pogórkowata, dmucha w tylne koło, a każda następna górka, jest nieco niższa od poprzedniej. Ostra jazda do przodu i tylko wiatr targa damskie włosy i delikatnie muska pozostałości włosów u niektórych bikerów.
Dojeżdżamy do drogi 505 i kierujemy się w stronę Błudowa. Na rozjeździe mała konsternacja, bo zgubiła się Ania, zaginął Edi, zawieruszył się Waldek i Basia też. Przepadli. Czarna dziura. Bez nich będzie smutno.
A jednak są. Kiedy cała grupa była w nerwach, a Komendant wyrywał sobie styropian z kasku, Oni spokojnie czekali na końcu wsi. Żółta kartka i żeby to było przedostatni raz. Skręcamy w polnoleśną drogę prowadzącą w kierunku Kurowa Braniewskiego. Sama kwintesencja takiego niedzielnego rowerowania. Pola, łąki, las, rzeczka, mostek, zdjęcie i nagle, jak w złym śnie, guma. A ja sam na końcu peletonu i wokół nikogo. Szybko dopompowuje powietrze i próbuje jechać dalej, by trafić być może na dobrych ludzi. To nazywa się szczęście, bo w środku lasu spotykam zacnych rowerzystów usuwających awarię w Patrycji rowerze. Też guma. Dziękuje Michałowi za pomoc, a w zasadzie za samodzielną wymianę ogumienia i wyeliminowanie ewentualnej przyczyny następnej awarii. Trzeba też wspomnieć o wybitnej roli Danki, która jak wykwalifikowana pielęgniarka ocierała pot z czoła Michała i w trudnych momentach podawała życiodajny napój, niczym chirurgiczne narzędzia.

Zbiorowym wysiłkiem awarie zostały usunięte, doganiamy grupę czekającą na skraju Kurowa i wszyscy razem kontynuujemy jazdę. Przecinamy linię kolejową Elbląg Braniewo i ponownie zagłębiamy się w las. Przyjemna jazda, a naszą uwagę niewątpliwie przyciąga widok stada owiec z jednym baranem.
Dalej Piórkowo i w pobliżu siedziby nadleśnictwa Zaporowo skręcamy na Chruściel. Mijamy zabudowania dawnej jednostki i obiekt tak tajny, że lepiej o nim nie wspominać i przed jeziorem Pierzchały skręcamy w lewo do miejscowości o tej samej nazwie. Stąd już blisko do celu naszej podróży, czyli elektrowni wodnej.

Budowę tej elektrowni ukończono w 1916 roku, a wyposażenie techniczne dostarczone zostało przez zakład Schichau z Elbinga. Jak można zauważyć, urządzenia pracują do chwili obecnej. Elektrownia stoi na końcu kanału, na zachodnim zboczu głębokiej doliny rzeki Pasłęki, w odległości ponad 1 km od jez. Pierzchalskiego, zbiornika gromadzącego dla niej wodę, która piętrzona jest na wysokość blisko 14 metrów. Jak mogliśmy się dowiedzieć od naszego sympatycznego przewodnika, do dziś z działających urządzeń wymieniono jeden z regulatorów obrotów na elektrohydrauliczny, ze sterownikiem mikroprocesorowym oraz uzwojenia jednego z generatorów.

Oglądamy z ciekawością te wspaniałe urządzenia, które służą nam również za tło zdjęciowych sesji. Każdy chce mieć zdjęcie przy prawie stuletnim generatorze. Jaki prosty wniosek płynie z naszego zwiedzania? Trzeba się ruszać, a dożyje się sędziwego wieku. Poznajemy też powojenną historię elektrowni i okazuje się, że tak niewiele brakowało, by bezpowrotnie znikła. Uwagę naszą przykuwa jeszcze oryginalna glazura wewnątrz elektrowni i tabliczki na zewnętrznej ścianie informujące o najwyższych stanach wód w Pasłęce. Najwyżej umieszczona jest tabliczka z datą 17 luty 1958 rok. To ciekawy obiekt i wart obejrzenia.

Po zwiedzaniu przerwa na małe co nieco, a amatorzy kąpieli wykorzystali moment, by zażyć odświeżającej kąpieli. Są też i dwa pogańskie rowery, a ich właścicielki dumnie prezentują wdzięki owych maszyn. Góral Dany ma opony, jak u tira, ale całość prezentuje się znakomicie. To prawdziwy krążownik szos. Trekking Patrycji jest nieco subtelniejszy, ale bez wątpienia to wspaniały ,,połykacz" kilometrów. Główny szaman grupy czyni swą powinność i rowerki są jak nowo narodzone.

Trudno zmusić się do drogi powrotnej. Wracamy tą samą trasą, bo jest najkrótsza, ale nieco przeszkadza wiatr. Za Błudowem wjeżdżamy na drogę techniczną i jedziemy nią aż do Kwietnika. To co było dobrodziejstwem, teraz jest naszym przekleństwem. Każdy podjazd jest większy od poprzedniego, a wiatr też nie pomaga. Na szczęście rower jest tak skonstruowany, że można go prowadzić i takie wspólne spacery jeszcze bardziej nas integrują. Na jednym z podjazdów wszystkich wyprzedza Patrycja, a na szczycie zatrzymuje się z zainteresowaniem oglądając swój pojazd. My też, bo jeden z klocków hamulca blokował koło.

Jeszcze tylko Kamiennik, zjazd w kierunku Dębicy i żegnamy się przy dróżce prowadzącej do leśniczówki Dębica.
Jako podsumowanie przytoczę słowa Zbyszka, który napisał na forum ,,Muszę się przyznać, że ta wycieczka dała mi i myślę, że nie tylko, porządnie w kość. Wysoka temperatura, gorący wiatr w twarz oraz te podjazdy zrobiły swoje. Wiemy jednak, że właśnie takie trudniejsze wycieczki zapadają w pamięć i takie się najczęściej wspomina. Tym bardziej, że cel wycieczki był bardzo ciekawy i moim zdaniem wart poniesionego wysiłku"

A Bolesław Bierut powiedział ,,Tylko poznawszy swój kraj można jak najbardziej gorąco kochać go, poznawszy swój kraj można naprawdę owocnie dla niego pracować".

Ps. Janusz, ten od Babińca.Żałuj. Były jędrne, chrupiące, lekko szczypiące, takie w sam raz wymarzone ogóreczki małosolne. Pychotka.

Relację przygotował Marek

Komendant 15 August 2012 67,305 16 komentarzy

16 komentarzy

Pozostaw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.
  • Andrzej
    Andrzej
    Rozumiem, że to jednorazowa decyzja tylko dla tej konkretnej wycieczki ? Prosi
    - 18 August 2012 11:38:11
    • Komendant
      Komendant
      Dotyczy tylko tej wycieczki. Pozostałe będą o zwykłej porze.
      - 18 August 2012 21:37:33
      • Jurek M
        Jurek M
        - 19 August 2012 17:33:03
        • Edi
          Edi
          Komendantowi dzięki za przemiłą trasę w tamtą stronę. Wzdłuż"Berlinki jechało się z wiatrem i prawie za "darmo" bo zawsze górka następna była "niższa". Przy zjazdach osiągaliśmy czasami prędkości powyżej 50 km/h. Koniec "poezji rajdowej" nastąpił w drodze powrotnej w dłuż "Berlinki". Podjazdy były tak "upierdliwe" i do tego pod wiatr- tragedia! No cóż ; jak przysłowie mówi "..nie ma nic złego co by na dobre nie wyszło". Z tą nadzieją oczekuję za tydzień na wycieczkę "wspólnych marzeń".- Wszystkim uczestnikom dziękuję, że mogłem dziś być Wami.
          - Za nasze "trudy i znoje' - przy lampce wina wysłuchajmy znane nam melodie;
          http://youtu.be/6... i sentymentalnie- http://youtu.be/FdlbmsQXo-k Muza i tak się relaksując prawie już drzemiąc - naglę słyszysz z oddali (oczywiście w domu!) głos tej piosenki-propozycji i to może być -myślę- najlepsza forma relaksu; http://youtu.be/l-U522aOZ98 Buziak
          - 19 August 2012 19:31:42
          • Komendant
            Komendant
            Musze się przyznać, że ta wycieczka dała mi ( i myślę, że nie tylko) porządnie w kość. Wysoka temperatura, gorący wiatr w twarz oraz te podjazdy zrobiły swoje. Wiemy jednak, że właśnie takie trudniejsze wycieczki zapadają w pamięć i takie się najczęściej wspomina. Tym bardziej, że cel wycieczki był bardzo ciekawy i moim zdaniem wart poniesionego wysiłku.
            Dzięki Edi za miłe, relaksujące piosenki, przy których właśnie odpoczywam. Twoje życzenie wycieczki "wspólnych marzeń" jest chyba mało realne, bo przecież każdy ma inne marzenia, a jak wiesz rowerzyście prawie zawsze wiatr wieje w oczy. Bezradny
            - 19 August 2012 20:58:29
            • Andrzej
              Andrzej
              Może jazda nie była łatwa i lekka, bo i temperatura, odległość oraz konfiguracja terenu nie były nam obojętne. Znam ludzi, którzy wczoraj nie opuszczali murów - za wysoka temp.- a tu najlepsze godz. 9 - 17 w odkrytym terenie z czego 5 h w siodełku w otoczeniu 30*C i to się nazywa poezja, ze zacytuję znanego nam klasyka.
              Tak to jest poezja jak się mija złote łany zbóż, kwieciste łąki, piękne pagórki i całą czystą przyrodę w naturze - to nic nie boli a uskrzydla i Koji zmęczone serce, umysł i ciało.
              Dziękuję wszystkim za wszystko! Brawo

              P/S Choć cały czas jechałem w kasku to i tak słońce przepaliło włosy, głowę - niemożliwe, a jednak! Załamka
              - 20 August 2012 13:13:43
              Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na nasze ustawienia prywatności i rozumiesz, że używamy plików cookies. Niektóre pliki cookie mogły już zostać ustawione.
              Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj