Aktualności
Zbiórka: przy zbiegu ulic Królewieckiej i Fromborskiej, godz. 8.30
Trasa: Elbląg, Jagodnik, Jelenia Dolina, Ogrodniki, Pagórki, Kadyny, Suchacz, Nadbrzeże, Jagodno, Elbląg
Długość trasy: 52 km, Uczestnicy: 15, Punkty: 78
Pokaż Wycieczka Nr 19 - Kadyny - 09.08.09 na większej mapie
Podczas powitania Jurasów powracających z południa Komendant wykazał się wielką uprzejmością i zapowiedział, że najbliższa niedzielna wycieczka będzie wybitnie rekreacyjna. Może chodziło o to aby dać czas Jurasom na aklimatyzację, a może po prostu Komendant, który już wiedział, że nie będzie mógł uczestniczyć w niedzielnym rowerowaniu, nie chciał pozbawiać się szansy uczestnictwa w bardziej ambitnej wyprawie. W każdym bądź razie zaplanowana wycieczka miała wytyczona trasę do Kadyn po dobrze znanych wszystkim "Stopowiczom" trasach.
Jak zwykle w przypadku "północnych tras", zbiórka miała miejsce u zbiegu ulic Królewieckiej i Fromborskiej. "Parszywa dwunastka"? Nie, "Wspaniała Trzynastka"! Tak, pomimo bardzo ładnej pogody tylko tylu uczestników zameldowało się w miejscu startu. Nie od dziś wiadomo, że gdy szefa nie ma to natychmiast następuje rozprężenie. Zresztą, władza bardzo szybko wymknęła się z rąk Komedanta. Na hasło "ruszamy" "Stopowicze" pomknęli ulicą Fromborskiej w kierunku Łęczy nie zważając na to, że trasa wytyczona była drogą działkową do Jagodnika. Pierwszy króciutki postój w Krasnym Lesie został wykorzystany na naprawę roweru Mariana. Marian odgrażał się, że po Jurze to on może pewnie pedałować na najcięższych przełożeniach. Okazało się jednak, że te szumne zapowiedzi szybko zostały zweryfikowane, gdy tylko jego przerzutka ponownie wykazywała zdolności redukowania biegów.
Pierwszy właściwy postój został zorganizowany tradycyjnie na Jeleniej Dolinie. To tam Edi przejął wreszcie inicjatywę i skrócił wszystkim postronki. Skończył się rozgardiasz. Edi, jak prawdziwy ojciec, porozdzielał zadania, wygłosił nakazy i zakazy, omówił dalszy przebieg trasy. Podsumowując: Edi przypomniał wszystkim kto tu rządzi pod nieobecność Komendanta! W tej sytuacji ekipa przyprowadzona do porządku zgodnie ruszyła w dalszą drogę, tym razem już bez żadnych odstępstw od zaplanowanej trasy. W ostatniej chwili dojechał Andrzej, który ciągle nie może przestawić się na letni czas. Było nas już czternastu.
Zjazd leśną drogą do Kadyn nie przypominał w niczym poprzednich wycieczek po tej samej drodze. Leśny dukt jakby bardziej zarósł. Było więcej pokrzyw. W odczuciu wielu osób droga się "wydłużyła", a miejscami, pomimo wielu dni suszy, mogliśmy spotkać błotne rozlewiska.
Przyroda nieco bardziej ożywiona też jakby się zmieniła. Ucichły wiosenne trele i amory naszych skrzydlatych przyjaciół. Prawdopodobnie potomstwo zostało odchowane i nasze ptaszki osiągnęły wiek "statecznej dojrzałości", w którym nie ma miejsca na amory. No cóż, jakoś wszyscy staraliśmy się to przeżyć. Jedynie Marian nie mógł się pogodzić z taki stanem spokoju i dla rozweselenia grupy pozwolił sobie na niekontrolowany upadek. A może tylko badał stopień współczucia u naszych niewiast? Niestety poza litościwymi spojrzeniami niczego więcej się nie doczekał.
Pod sklepem w Kadynach dołączyła do nas Ania. Było nas już "15". Czy możemy się spodziewać jeszcze kogoś? Zaopatrzeni w niezbędne produkty żywnościowe ruszyliśmy za Edim na z góry upatrzoną przez niego dziką plażę. Ze zdumieniem zauważyliśmy, że "kadyńske wybrzeże" Zalewu Wiślanego oblegane było przez spragnionych słońca plażowiczów. Jeszcze bardziej zdumione były pałeczki coli, które przecierały szkła w swoich małych okularkach widząc amatorów wodnych kąpieli nic sobie nie robiących z zakazów Sanepidu.
Na szczęście i dla nas też znalazł się fragment plaży. Rozpoczął się piknik z mini ogniskiem. I gdy już atmosfera ponownie się "rozłaziła"
jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość, że "wielki brat patrzy". Nie ważne uroczystości rodzinne, nieważne wesele i poprawiny. Komendant dobrze wie, że "pańskie oko konia tuczy" i dokonał inspekcji uczestników na miejscu. Niby przypadkiem, niby chciał z żoną pospacerować, ale jednak dokonał przeglądu sprzętu i uczestników. W tej sytuacji Edi ponownie zaprowadził porządek, ponownie zostały rozdzielone zadania, a także sprawdzona została lista obecności. W końcu i Ediemu zmiękło serce i nieobecnym tylko pogrożono palcem. Nie muszą przynosić usprawiedliwień od rodziców.
Pod tak wspaniałym przywództwem porządek musiał być do samego końca.
Stan osobowy przed wyprawą i po musiał się zgadzać. Być może właśnie dlatego, gdy "Stopowicze" udali się w kierunku Elbląga drogą wzdłuż Zalewu, Andrzej z Sybiskiem pognali do Fromborka. Tradycyjnie pożegnaliśmy się na rampie dziękując Ediemu za bardzo sprawne przeprowadzenie imprezy. Do zobaczenia na pochylniach.
Relację przygotował Janusz K.
Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj