Aktualności
Zbiórka: Plac dworcowy PKP, godz. 7.30, odjazd pociągu godz. 7.58
Trasa: Pasłęk - Gulbity - Łukszty - Słobity - Nowica - Stare Siedlisko - Kurowo Braniewskie - Młynary - Nowe Monasterzysko - Milejewo - Ogrodniki - Jelenia Dolina
- Elbląg
Długość trasy: 66 km, Uczestnicy: 13, Punkty: 99
Pokaż Wycieczka Nr 29 - Stare Siedlisko - 04.09.09 na większej mapie
Europa północna i centralna będzie pod wpływem niżu znad Morza Bałtyckiego, pozostałe rejony obejmować będą słabe wyże. Polska będzie pod wpływem niżu znad Morza Bałtyckiego, w strefie chłodnego frontu atmosferycznego. Z frontem napłynie chłodne powietrze polarnomorskie. Wiatr południowozachodni i zachodni, porywisty, umiarkowany i dość silny. Porywy wiatru od 50 do 70 km/h, wysoko w górach do 80 km/h, nad morzem do 110 km/h. Na Bałtyku sztorm. To fragment przepowiedni pogody na niedzielę.
Październik, niedziela, wczesny poranek, pochmurno i na termometrze 9 stopni. Jaka siła każe wstać skoro słońce ledwo przegoniło noc, odrzucić ciepłą kołderkę, jechać przez puste ulice miasta, ładować się do pociągu i szlajać się gdzieś daleko od domu. Ale spójrzmy na to inaczej. Było wszystko, co bikerzy lubią: słońce nie świeciło w oczy, wiaterek chłodził rozpalone czoła, obok na rowerze dziarsko kręci dziewczyna i tylko brakowało małego deszczyku, którzy schłodziłby rozgrzane opony.
O godzinie siódmej z minutami siedmioro chętnych na rowerowanie stawiło się na elbląskim dworcu. Będzie kiedyś tak, że Andrzej spóźni się na pociąg. Chwilę później pociągiem z Malborka dołączył Zbyszek. To jest poświęcenie godne odnotowania. W grodzie pasłęckim czekało na nas pięciu twardzieli, którzy wstali jeszcze przed kogutami i tuż po wschodzie słońca wyruszyli z Elbląga. W sumie było nas trzynaście rowerów, a wyrażając się precyzyjniej, dwanaście rowerów i jedna damka. Oddając hołd tym dzielnym ludziom, wymieńmy chociaż ich imiona, by utrwalić ich pamięć w bezimiennej masie rowerzystów: Grażyna, Zbyszek i Zbyszek, Edi, Irek, Darek, Marian, Kazimierz, Mirek, Waldek, Andrzej, Marek i Marek.
Rolę przewodnika, a raczej tropiciela rowerowych szlaków w tym dniu pełnił Waldek. Spod pasłęckiego dworca kolejowego ulicą Obrońców Westerplatte, po drodze oglądając mury obronne ruszyliśmy w kierunku swojego przeznaczenia. Głównym punktem wycieczkowego planu było Stare Siedlisko i odwiedzenie pana Mirosława Dziewiałtowicza, artystę, społecznika i dobrego ducha tej miejscowości.
Swoje koła skierowaliśmy w stronę miejscowości Robity, by dalej obrać kierunek na Gulbity, Łukszty i dojechać do Słobit. Trzeba przyznać, że na tym etapie naszej eskapady wiaterek chłodził rozgrzane tyły bikerów, pomagając żwawo kręcić pedałami i tym samym cieszyć oczy mijanymi widokami.
W okolicach Słobit jechaliśmy przez pewien czas starą, wyłożoną kostką wiejską dróżką, prawdopodobnie kiedyś zrobioną dla potrzeb byłych właścicieli. Droga trzyma się dobrze i na szczęście nikt jeszcze z naszych drogowców nie wpadł na pomysł, by pokryć ją substancją podobną do prawdziwego asfaltu. Na wjeździe do Słobit mała konsternacja, bo Grażyna tak skutecznie oczarowała trzech rowerzystów, że cała czwórka, której czoło peletonu zniknęło z oczu, skierowała się nie w tym kierunku. Na szczęście Komendant miał dokładną mapę, która pozwoliła określić prawidłowy kierunek. Przy szkole zrobiliśmy mały postój. Kawa, fajorka, pompowanie koła, w zależności kto co lubi. Byliśmy również świadkami udanego tunningu kurtki bikerskiej renomowanej firmy w wykonaniu Irka. Nożem, prawdopodobnie do rozsmarowywania masła, precyzyjnie obciął podszewkę z rękawów. Widać, czuł pewien dyskomfort, a tunningowana kurtka to był strzał w dziesiątkę, bo od tego momentu Irek był w czołówce peletonu i wrócił uśmiech na jego twarzy. Jeszcze przed Słobitami wyjrzało słońce, niebo się przetarło, ale gdzieniegdzie deszczowe chmury kazały mieć się na baczności. Przed postojem mijaliśmy ruiny pałacu. Marian, miłośnik szybkich rowerów, ładnych widoków i starych ruin, zza płotu, wspinając się na palcach by mieć jak najlepszy obraz, nie omieszkał kliknąć zdjęcia tego, co zostało z dawnego pałacu.
Dalsza droga to kierunek Bronki, malutka miejscowość ukryta pośród wysokich drzew, do której dojechaliśmy wąską drogą, z obu stron obsadzoną o tej porze różnobarwnymi krzakami. Uroczo. Gdyby ktoś szukał ciszy, samotności i odpoczynku z daleka od innych rowerzystów, jest tam gościniec, w nazwie ma coś związanego z miodem. Do Nowicy to jazda po kocich łbach. To też ma swój urok. W Nowicy zatrzymaliśmy się przy kościele. Obok, przy murowanej kapliczce zebrano kilka starych żelaznych krzyży i tablic nagrobnych z końca XIX wieku. Chociaż w ten sposób uratowano pamięć o tych, którzy kiedyś byli mieszkańcami tej ziemi i uratowano przed bezpowrotnym zniszczeniem pamiątki sakralne. Na jednym z żelaznych krzyży odkryliśmy małą tabliczkę, z której wynikało, że owe krzyże wykonano w mieście Elbing. Dalej, to już prosta droga do Starego Siedliska.
Pomimo niezapowiedzianej wizyty, pan Mirosław Dziewiałtowicz przyjął nas bardzo serdecznie, oprowadzając po swoim artystycznym królestwie. Pochwalił się swoimi dziełami, również tymi zgromadzonymi w pomieszczeniach prywatnych. Największym zainteresowaniem cieszyła się płaskorzeźba umieszczona nad dużym łożem. Dużo mówił o swoim artystycznym warsztacie, organizowanych plenerach i wystawach. Ciekawy człowiek. Tym razem nie było chętnej osoby do zakupienia jakiejś płaskorzeźby pana Mirosława. Ale kiedy wspomniał, że kominek trochę dymi, posypała się garść porad, jak usprawnić owo urządzenie by miało dobry cug i dobrze grzało. Już niewiele brakowało, a prawie kominek za chwilę byłby rozebrany i postawiony nowy. Kiedy tak podziwialiśmy zgromadzone wyroby, Irek jakimś podstępem zwabił kota gospodarzy, by leczyć bóle reumatyczne kolan i ogrzać sobie inne części ciała.
Pożegnaliśmy miłego gospodarza i swoje rowery skierowaliśmy w stronę Kurowa Braniewskiego. Tutaj zaczęła się droga pod wiatr. Dmuchało tak, że w uszach gwizdało i bandamkę pod kaskiem skręcało. Ale daliśmy radę.
Praktycznie od wspomnianego Kurowa, poprzez Błudowo, Stare i Nowe Monasterzysko, do samego Majewa jechaliśmy szutrowymi lub piaszczystymi, ale twardymi drogami, czasami pośród pól, czasami pośród różnokolorowych drzew. Jeszcze jednak dominujący kolor, jak na razie to zieleń. Opadają liście, czas snuje się mgliście, świetliście, anieliście, liście, liście, liście. To taka nostalgiczna wstawka. Jesień też jest ładna. W Błudowie byliśmy świadkami ładnego widoku. Na tle jasnego nieba pojawiły się trzy duże klucze lecących żurawi. Co lepsze aparaty fotograficzne z odpowiednimi zoomami zostały skierowane ku górze. Właściciele aparatów typu idiotkamera nawet nie sięgali po swoje urządzenia. Z Błudowa do miejscowości Stare Monasterzysko mieliśmy trzy kilometry. Wbrew pozorom droga nie okazała się taka łatwa. Było na niej kilka podjazdów, z wyglądu sprawiających wrażenie łagodnych, ale jak się okazało, niejeden uczestnik wycieczki zasapał się pokonując niby łagodne pagórki. Na jednym z takich podjazdów niespodziewanie wiatr zaciął niegroźnym deszczem. Na szczęście byliśmy osłonięci ścianą drzew i krzewów, i praktycznie nie odczuliśmy skutków deszczu. Po krótkim postoju ruszyliśmy dalej. Poprzez Nowe Monasterzysko dotarliśmy do Majewa. Tutaj sprawdziła się zasada. Jak sklep, to postój. Szybko uczyniliśmy drobne zakupy i popedałowaliśmy do Milejewa. A wiatrzysko nadal dmuchało prosto w oczy. W Milejewie, pod naporem dużego wiatru dokonaliśmy drobnej korekty w planie wycieczki. Zamiast w kierunku Ogrodnik obraliśmy kurs prosto na Elbląg. Irek z Darkiem postanowili jednak do końca wypełnić plan wycieczki. Zapewne im się to udało, chyba że na dłużej zatrzymali się przy jakimś obiekcie ciekawym do odwiedzenia.
Żegnając się, doszliśmy do wniosku, że słaba płeć nie jest taka słaba, jesień jest ładna, a pod wiatr też się da pedałować.
Relację przygotował Marek R.
Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj