Aktualności
Zbiórka: ul. Rawska, przy salonie Opla , godz. 9:30
Trasa: Elbląg, Gronowo Górne, Przezmark, Komorowo Żuławskie, Dłużyna, Jelonki, Stankowo, Nowe Dolno, Krzewsk, Żurawiec, Elbląg
Długość trasy: 55 km, Uczestnicy: 35, Punkty: 55
Pokaż Wycieczka Nr 5/2011 - Dookoła Jeziora Drużno - 02 maja na większej mapie
Trasa: Elbląg, Gronowo Górne, Przezmark, Komorowo Żuławskie, Dłużyna, Jelonki, Stankowo, Nowe Dolno, Krzewsk, Żurawiec, Elbląg
Długość trasy: 55 km, Uczestnicy: 35, Punkty: 55
Pokaż Wycieczka Nr 5/2011 - Dookoła Jeziora Drużno - 02 maja na większej mapie
To była bardzo udana wycieczka. Niezapomniane widoki, wrażenia, klimaty i egzotyka. Jak łatwo się domyśleć, tych określeń używam w stosunku do himalajskiej wyprawy Grażyny i Janusza, ale naszej niedzielnej wycieczce też nic nie brakowało.
Jeziora Drużno ciąg dalszy. O ile na poprzedniej wycieczce pojechaliśmy nad jezioro, to tym razem jechaliśmy wokół jeziora. A jak wszyscy wiedzą, można go objechać pięć razy i nic się nie zobaczy, chyba że zajedzie się na znaną nam wieżę widokową. Taka jego uroda. Dostęp do jeziora skutecznie uniemożliwia pas przybrzeżny, w którym dominują zadrzewienia i zakrzaczenia płynnie przechodzące w trzcinowiska. Ale zdradzę tajemnicę, że w trakcie niedzielnej wycieczko zrodził się pomysł jeszcze jednej eskapady z jeziorem w tle. Bardzo blisko brzegu i będzie to sprawdzian dla naszych rowerów i tyłków, bo duża część trasy będzie prowadzić po betonowych płytach. Ale to bliżej jesieni.
Pomimo niepewnej aury, spora rzesza amatorów zbiorowego pedałowania zgromadziła się na starcie. Starzy bywalcy i nowi amatorzy. Tylko Waldek zapomniał roweru i musiał pozostać na starcie.
Powtórzyła się niejako sytuacja z poprzedniej wycieczki, kiedy to dowodzący nerwowo wypatrywał tak zwanego sekretariatu. Sekretariat trochę spóźniony, ale zjawił się w całości.
Ruszyliśmy. Przez znaną miejscowość Gronowo Górne w kierunku Przezmarka. Kto wymyślił górki, pagórki, podjazdy, wzniesienia i takie różne nierówności? Chociaż bez nich trasa rowerowa byłaby monotonna, więc jednak niech będą. Wspólnymi siłami pokonaliśmy podjazd, tym bardziej, że z daleka już widać wieżę zabytkowego kościoła z końca XVI wieku. Krótka przerwa na wyrównanie oddechów i tym razem jazda w dół w stronę Komorowa Żuławskiego. ,,Uwaga na dziury, jadąc z góry" zarymowało się Komendantowi. Dziury są, ale bez przeszkód dojechaliśmy do E7
i nawet znaleźli się uprzejmi kierowcy, którzy zatrzymali się, by przepuścić rowerową masę. I dalej ile sił w pedałach, po nowym fragmencie drogi i wiadukcie nad torami kolejowymi.
Jeszcze przed Komorowem dogonił nas Andrzej, który jak niespokojny duch budowniczego drogi, krążył wcześniej po E7. A my dalej naprzód. Tuż za wiaduktem mijamy coś, co nie wiadomo jak nazwać. Rów, rzeczka? Odnotowuję ten fakt tylko dlatego, że zgodnie z mapą owy akwen nosi nazwę ,,Bierutówka". To chyba od nazwiska faceta, który jest przykładem, że podróże nie kształcą. Pojechał do Moskwy i nagle mu się zmarło, co w tamtych latach było możliwe.
A my dalej przed siebie. Węzina przywitała nas szczekaniem psów i swojskimi zapachami. Ale to przecież wiosna. Czas nawożenia, orania i w ogóle prac w polu.
Jest kanał. Z wysokiego mostu wygląda to ładnie, a uroku dodał jeszcze stateczek płynący w kierunku, w którym i my podążaliśmy. Więc my za nim. Wzdłuż kanału, przez Karczowiznę, do najbliższego mostu, by przejechać na drugą stronę. Dalej polną drogą w kierunku Jelonek. Gdzieś po lewej stronie minęliśmy pochylnie Całuny, a dojeżdżając do drogi głównej skierowaliśmy się w stronę miejsca kempingowego tuż nad kanałem. Zgodnie z teorią ,,krótsza jazda, dłuższy postój";, zarządzono przerwę na ognisko i małe co nieco.
A wśród części rowerowego towarzystwa wkradła się konsternacja. A gdzie sklep? Nie było po drodze sklepu, ani żadnej Biedronki. Katastrofa. Nie ma czym zapić niezakupionej kiełbasy, zjadłoby się batonika, którego nie ma, polizałoby się loda, który leży w sklepie. Oj, nie zaopatrzone bractwo w podstawowe artykuły. Umiesz liczyć, licz na siebie.
Ognisko płonie, kto ma to piecze i zapija, zamiast batonika znalazła się czekolada, czas biegnie błogo i spokojnie. Trawka się zieleni, kanałem płynie stateczek, ptaszki śpiewają. Sielanka.
Czas się ruszyć. Po takiej przerwie jest to trochę trudne, ale z każdym metrem szło już lepiej.
A my znowu przed siebie. Jelonki, Marwica, nieco kiepska droga, dalej Stankowo
i Dzierzgonka. Krótka przerwa przy moście na rzece o tej samej nazwie. A most to nie byle jaki, bo obrotowy. Zbudowany przed 1939 rokiem i w odróżnieniu od wielu tego rodzaju mostów w regionie, funkcjonował jeszcze długo po wojnie. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych przepływały tędy statki spacerowe białej floty, pływające z Elbląga. Dzisiaj tylko zachowane mechanizmy wskazują, że tak było.
A my znowu przed siebie. Ruszyła rowerowa masa i jakieś wyczuwało się parcie na Elbląg. Gnało towarzystwo przed siebie, łykając kolejne kilometry. Może się zatrzymają na moście nad Balewką? Przecież to kultowe miejsce. A gdzież tam. Może przy sklepie w Żurawcu? Jeszcze bardziej kultowe miejsce. Nic z tego, wymiotło wszystkich. Na pewno będą czekać na moście nad Tiną przed Tropami. Płonne nadzieje.
W końcu zagadka się rozwiązała. Zgodnie z sugestią Komendanta, by poczuć ciśnienie powietrza w najniższym punkcie Polski, co sił w pedałach tam wszyscy podążali. I oto mamy metr osiemdziesiąt poniżej poziomu morza. Z Aliną przymierzyliśmy się do zamocowanego wskaźnika. Nawet kasków by nie było widać. Wspólna fotka zakończyła nasz pobyt w tej depresji.
Jeszcze krótka chwila i dojechaliśmy do mety naszej wycieczki. Tym razem nie oglądaliśmy zbyt wielu zabytków żuławskiej architektury, ale wiemy, że jeszcze są. Pomimo depresyjnego terenu, nikt nie poddał się nostalgicznemu nastrojowi. Jak zawsze było miło, sympatycznie i wesoło.
Ps. Ostatnie wieści z Nepalu. चिलीमा एउटा शक्तिशाली भूकम्प गएको छ। चिलिको इतिहासमा पचास
वर्षपछि गएको त्यो भूकम्पमा अहिलेसम्म दर्जनौंको ज्यान गइसकेको छ। चिलिका राष्ट्रपति मिशेल बेशलेटले
त्यो संख्या बढ्न सक्ने बताएकी, to tylko fragment artykułu z tamtejszej gazety, pisany ichnim językiem. Piszą, że widziano w górach samotnego yeti, z wyrwaną kępą włosów z tylnej części ciała. Nie chcę nic sugerować i pokazywać palcem, ale są przypuszczenia, że yeti oszpecił jakiś turysta z Europy. Podany rysopis kogoś mi przypomina.
Relację przygotował Marek R.
Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj