O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.

Aktualności

Wycieczka Nr 6/2011- Brodnicki i Górznieńsko-Lidzbarski P.K. - 19-22 maja 2011

Zbiórka: Parking przy Leclercu , 19.05, godz. 15.30, odjazd godz. 16.30

Trasa Nr 1 - 20/05: Brodnicki Park Krajobrazowy
Mały Głęboczek,Wielki Głęboczek, Brzozie Lubawskie, Nielbark, Kaługa, Kąciki, Tereszewo, Ładnówko, Łąkorek, Ostrowite, Górale, Zbiczno, Gaj-Grzmieca, Pokrzydowo, Bachotek, Jajkowo, Mały Głęboczek
Długość trasy: ok. 79 km, Uczestnicy: 16,


Trasa rowerowa 976292 - powered by Bikemap 


Trasa Nr 2 - 21/05: Górznieńsko-Lidzbarski Park Krajobrazowy
Mały Głęboczek, Brzozie, Sugajno, Boleszyn, Słup, Wlewsk, Lidzbark Welski, Klonowo, Piaseczno, Radoszki, Samin, Zemrze, Janówko, Brzozie, Mały Głęboczek
Długość trasy: ok. 61 km, Uczestnicy: 16,


Trasa rowerowa 976300 - powered by Bikemap 


Długość trasy razem: 140 km

WWW, to nie są trzy pierwsze litery nazwy nowej strony internetowej, a oznacza to Wielką Wiosenną Wyprawę AD. 2011. Tym razem drogą wiodła nas do dwóch parków krajobrazowych, Brodnickiego i Górznieńsko Lidzbarskiego. Tam gdzie woda czysta i trawa zielona, i jak się przekonaliśmy, dziubki ptaszkom się nie zamykają.
Z zapartym tchem wszyscy śledzili prognozę pogody. Jaka będzie? To jest podstawa udanego wypadu i dobrego samopoczucia jej uczestników. Poprzednie weekendy były zimne i to mocno, więc przepowiednia ciepłych dni dała nam dużą dawkę pozytywnej energii.

Zgodnie z planem, po sprawnym załadunku, niektórzy żegnani przez najbliższą rodzinę, ruszyliśmy ku nowej przygodzie. Tym razem nie doczekaliśmy się, na co wszyscy liczyli, czyli widoku rowerów w piankowej otulinie. Wbrew obawom niektórych, a zgodnie z teorią Waldka, przyczepka odjechała równocześnie z wesołym busem. Ze względów objętościowych, dwoje uczestników WWW wyruszyło prawdziwym viperem, specjalnie na ten cel przygotowanym do przewozu rowerów.
Jako, że oba parki krajobrazowe leżą w odległości około 130 km. od Elbląga, więc nasza podróż nie trwała długo. Przez Ostródę, Nowe Miasto Lubawskie dojechaliśmy do miejsca naszej noclegowni, w miejscowości Mały Głęboczek. Gospodarstwo agroturystyczne ,,Sopień" położone jest na skraju wsi, nad jeziorem Sopień, w sercu Pojezierza Brodnickiego.
W trakcie podróży, tuż za Ostródą dało się zauważyć zmianę krajobrazu. Teren stał się bardziej pagórkowaty, większe obszary leśne i coraz liczniejsze jeziora uzupełniały krajobraz. To była zapowiedź atrakcyjnych widoków.
Pokoje zajęte, łóżka wybrane, jeszcze tylko przeliczenie wielkości wanny na długość ciała i kolacja. Po kolacji spacer wieczorową porą, by rozpoznać pierwsze metry jutrzejszej jazdy, spojrzenie w niebo, które skrzyło niezliczoną ilością gwiazd
i zapadła nocna cisza, tu i ówdzie przerywana delikatnym skrzypnięciem podłogi.
Cichutko zapadł w sen Endriu i tylko jego filozoficzne stwierdzenie ,,idem per idem" krążyło po korytarzu.

Piątek, 28.05.2011.
KMPK, czyli klub miłośników porannej kawy, wsłuchując się w śpiew ptaków
i kumkanie żab, już o 6 rano spożywał ten boski napój, łącząc przyjemne
z pożytecznym. Między poszczególnymi siorpnięciami, zgromadzeni wokół Kasi, jak wnuczęta wokół babci, wsłuchiwaliśmy się pilnie, by nic nie uronić i starając się zapamiętać jak najwięcej informacji o Pojezierzu Brodnickim. I jak zwykle rozterki przed wyruszeniem na trasę. Co na siebie włożyć?
Śniadanie zjedzone ze smakiem, sakwy zapakowane i jeden plecaczek też, zdjęcie zrobione i w drogę.

Pierwsze kilometry, ze względu na ukształtowanie terenu i układ dróg, musieliśmy pokonać dosyć ruchliwą drogą nr 52. Trzeba przyznać, że rowerzysta nie może czuć się bezpiecznie na owej trasie. Po pokonaniu w tych niesprzyjających warunkach około 3 km. dojechaliśmy do miejscowości Brzozie Lubawskie, by skręcając w prawo dotrzeć do miejscowego kościoła. Lecz cóż może zrobić rowerzysta, któremu rower odmawia posłuszeństwa? Jak w komediowym filmie, Ediemu w rękach pozostała kierownica, a rower jedzie samopas. To mógłby być komediodramat. Na szczęście nie skończyło się to nieprzyjemną kraksą, ale w trybie pilnym trzeba było szukać pomocy, by naprawić pękniętą kierownicę. Część grupy obejrzała przez zamkniętą kratę wnętrze neoromańskiego kościoła z XIX wieku i udała się do firmy Metal Plast, by asystować przy naprawie roweru. Dobrzy ludzie w tych okolicach. Sam kierownik
i dwóch pracowników, przy biernej asyście gapowiczów i czynnej Janusza, naprawiało rower Ediego. Ukoronowaniem wszystkiego był przymocowany do kierownicy ozdobny metalowy liść. Rower prawie jak nowy.

Dzięki informacjom uzyskanym od miejscowych, mogliśmy opuścić ruchliwą trasę
i kontynuować dalszą podróż w kierunku Nielbarka drogą szutrową, miejscami nieco ,,piasciastą". I już mieliśmy przedsmak tego, co towarzyszyło nam w dalszej eskapadzie. Urozmaicona rzeźba terenu i malownicze widoki, a co ważne, trasy o bardzo małym natężeniu ruchu samochodowego. Sama przyjemność. Żeby nie być gołosłownym to wspomnę, że na trasie z Nielbarka do Tereszewa, czyli około 6 km. minęły nas 4 samochody.
Krótki odpoczynek w Tereszewie w cieniu kościoła pw. św. Antoniego i długim zjazdem dotarliśmy nad jezioro Wielkie Partęczyny, największe jezioro Pojezierza Brodnickiego, wyróżniające się, jak podają informatory, silnie urozmaiconą linią brzegową oraz konfiguracją dna. Trudno powiedzieć, czy Andrzej sięgnął dna, ale skorzystał z wodnej kąpieli.

Nasza wycieczka, to w ogóle historia zjazdów i podjazdów. Przybywając w ten teren nie wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że PB obfituje w tak urozmaicony krajobraz, przekładający się na przyjazne rowerzyście zjazdy i podjazdy, które powodowały szybsze bicie serca i pot na odkrytych, i zakrytych częściach ciała.
Kąpiel wodna, kąpiel słoneczna, szybka regeneracja sił wzmacniającymi płynami
i dalej przed siebie. Zapamiętujemy nieprzemijający urok jeziora i kierujemy się w stronę miejscowości Ciche. Po prawej stronie mijamy rezerwat torfowiskowy ,,Okonek", a mając Ciche z lewej strony, poprzez Ładnówko, i kolejnym przyjemnym zjazdem dojeżdżamy do Łąkorka. Odnajdujemy ukryty pośród drzew, nawet jeszcze w dobrym stanie pałacyk z 1901 roku, w którym żył dr med. Friedrich Lange. Jak głosi napis na pamiątkowej tablicy, dobroczyńca, człowiek ziemi nowomiejskiej XX wieku. Ciekawostką jest to, że dzięki Friedrichowi Lange sprawność w dłoni odzyskał Ignacy Jan Paderewski, który po odniesionej kontuzji myślał o zakończeniu kariery.
Dokładnie sprawdzamy stan pałacu, kilka zbiorowych fotek, nie ustawiamy zegarków z zegarem na szczycie budynku i ruszamy dalej. Drogą wśród pól, przez Osetno docieramy do Ostrowit. Chcemy obejrzeć kościół pw. św. Jakuba z XIV wieku, ale odbywająca się akurat uroczystość pogrzebowa pokrzyżowała nasze plany.

Dalsza droga, to tylko pasmo westchnień i zachwytów nad tutejszymi krajobrazami
i otaczającą nas przyrodą. Nie bez znaczenia była jazda przez las, który chronił przed promieniami słońca. Otaczające piękno podniosło nastroje grupy i zwiększyło chęć pedałowania. Większość drogi z miejscowości Górale do Zbicza prowadziła przez wspaniałe lasy, a ścieżka wzdłuż jeziora Sosno, to marzenie każdego bikera. Dołożyć do tego jeszcze odgłosy przyrody, jak krzyk żurawia, kukanie gżegżółki czy też bzykanie komarów, to rowerzysta o wrażliwej duszy jest w siódmym niebie.
Nie samym pedałowanie rowerzysta żyje. Dojeżdżając do Zbicza, każdy marzył
o małym co nieco. My głodni, a naszym oczom ukazała się ,,Jezioranka". Menu nie powalało, ale flaczki, żurek z kiełbasą, pomidorowa z makaronem i zrazy smakowały jak najlepsze jadło.

Oj, nie chcę się ruszać. Parasole dają przyjemny cień, napoje orzeźwiające orzeźwiają, lecz czas ucieka, a kilometrów jeszcze do przejechania sporo. Zatrzymujemy się na moście nad rzeczką Skarlanką, tuż przed Grzmięcą, by obejrzeć ciekawy jaz i dawny budynek młyna wodnego. Liczyliśmy, że będzie jeszcze czynna siedziba Dyrekcji Zespołu Brodnickiego i Górznieńsko-Lidzbarskiego Parku Krajobrazowego, w której chcieliśmy zaopatrzyć się w mapy, ale o godz. 15 zamyka ona swoje podwoje. W Grzmięcy zmagamy się z wcale niełatwym podjazdem, ale do Pokrzydowa droga przyjemna, a w stronę jeziora Bachotek prowadzi nas przez las kolejny zjazd. Chwilę jedziemy wzdłuż jeziora, by odbić w prawo i mocno leśną ścieżką na dodatek bardzo wąską jechać pod górę. Później wzdłuż ornego pola
i ponownie zjeżdżamy w dół do jeziora.

Nieszczęścia chodzą parami, przynajmniej w tym samym dniu. Ten niełatwy odcinek drogi mógł przynieść kolejne nieszczęście. Mógł, ale nie przyniósł. Tylko blizna na kasku Endriu mogła pobudzić wyobraźnie o sile przyrody.
Zatrzymujemy się w ośrodku uniwersytetu w Toruniu, by zebrać siły do dalszej jazdy. Andrzej, Edi, Endriu, Krzysztof i Wacek skoczyło ochoczo do wody. A samotnie na pomoście siedziała dziewczyna w niebieskiej bandamce i marzyła. I o czym? Wnikliwe oko Zbyszka na tle jeziora dojrzało rybitwę i widniejące zza drzewa coś jeszcze, a placuszki spożywane nad jeziorem są godne najlepszych restauracji.
Chwila przyjemności minęła szybko i pora ruszać. Nie ma innego dojazdu do Głęboczek, jak ponownie drogą nr 52. Na szczęście nie jest to długi odcinek. Mijamy Jaj(k)owo, skręcamy w stronę Wlk. Głęboczka i już jesteśmy u siebie.

Uff. Było ostro, było gorąco i niezapomnianie. Lekko zmęczeni, ale pełni wrażeń. Nie tak ilość kilometrów dała nam się we znaki, jak wysoka temperatura i tych kilka podjazdów także. Czy ktoś jutro o tym będzie pamiętał?
Wieczorne ognisko z rozbłyskami na niebie dopełniło udany dzień.
Teks sponsorowany, czyli opłacony. Za ofiarność, odwagę, męstwo i determinacje, grupka rowerzystów wyróżnia Krystynę.

Sobota, 21.05.2011.
W nocy dwukrotnie nad Głęboczkiem przeszła burza, ale poranek przywitał nas porannym słońcem.
KMPK ponownie spotkał się na porannej kawie, wspominając dzień wczorajszy
i oczekując, że dzisiejszy będzie również udany.
Dokładnie o godz. 9 ruszamy na wyznaczony szlak. Dzisiejszy kierunek to Górznieńsko Lidzbarski Park Krajobrazowy, utworzony w 1990 roku na prawie 27 tys. hektarach. Jak opisują przewodniki, ,,wzgórza niczym niższe partie Beskidów, jeziora jakby Mazury w miniaturze, a wokół dywany zieleni i żywiczny zapach lasów. Cudownie to Stwórca urządził, a ludzie tak skończonego dzieła nie popsuli".

O ile wczoraj na wylocie drogi prowadzącej do agroturystyki skręcaliśmy w lewo, to dzisiaj dla odmiany w prawo. Jeszcze dobrze nogi nie rozgrzane, łańcuchy nie napięte, a tu dwa ostre podjazdy. Kierownice skrzypiały, zębatki trzeszczały, rowerowe towarzystwo sapało, ale nie pękało. Ktoś coś mruczał pod nosem i już chciał zawrócić, ale jakiś głos mówił ,,Heniu, naprzód, naprzód" i tak w komplecie kontynuowaliśmy dalszą eskapadę.

Brzozie. Zatrzymujemy się w centrum miejscowości, przy drewnianym kościele, który mamy możliwość obejrzenia wewnątrz. Jest to kościół o konstrukcji zrębowej w stylu neogotyckim. Stoi na miejscu również drewnianego, zrujnowanego w XVIII wieku. Obok drewniana dzwonnica z XIX w.
Przez Sugajny zmierzamy w kierunku miejscowości Boleszyn. Miejscowości te łączy blisko 5 kilometrów drogi prostej, lekko pofalowanej, wysadzanej klonami, lipami
i brzozami. I wydawałoby się, że nic szczególnego nie może się tutaj zdarzyć.
A jednak. Halinka zgubiła STOPową odznakę i byłaby to niepowetowana strata. Na szczęście odznaka została znaleziona.

Boleszyn wita nas bocianim klekotem i to nie pierwsza miła niespodzianka. Zajeżdżamy pod Sanktuarium Matki Bożej. Miło tu i przyjemnie. Teren wokół Sanktuarium ładnie zagospodarowany i uporządkowany, widać ktoś patrzy na to gospodarskim okiem. W oczy rzucają się ułożone kamienie z tabliczkami. To poczet proboszczów i administratorów parafii, którzy pełnili służbę w tutejszym kościele. Ta swoista lista zaczyna się od 1644 roku od ks. Jakuba Kowalkowskiego. Mamy też przyjemność poznać gospodarza parafii św. Marcina Biskupa.
Ks. Piotr Nowak zaprosił nas do Sanktuarium i odsłonił obraz Matki Bożej Boleszyńskiej.
Autor wizerunku Matki Bożej Bolesnej z boleszyńskiego kościoła jest nieznany. Obraz powstał prawdopodobnie w drugiej połowie XVII wieku. Znajdował się on
w świątyni na początku XVIII wieku i otaczany był już kultem, skoro przy nim właśnie zgromadzili się mieszkańcy okolicznych wsi podczas szalejącej właśnie wtedy epidemii cholery. Złożyli oni wówczas ślubowanie, że każdego roku, 8 września gromadzić się będą na dziękczynieniu za cud uratowania życia. Od tego czasu jest sercem kościoła i największym skarbem parafii.
Miejsce to szczególne i moglibyśmy długo jeszcze zabawić w Boleszynie, i prowadzić rozmowę z ks. Piotrem, bo nie często spotyka się takich ludzi. Odnotowujemy swój pobyt w Sanktuarium i ruszamy dalej.

Z każdym zakręceniem koła zbliżamy się do Lidzbarka Welskiego. Wjeżdżamy do Wlewska i podziwiamy neogotycką kaplicę grobową z 1863 roku i jeszcze chwila,
i zbliżamy się do Lidzbarka. Kierujemy się na lidzbarski rynek, wcześniej robimy sobie zdjęcie w obecności św. Jana Nepomucena na moście nad rzeką Wel.
Tryskająca fontanna zaprasza i kusi do odpoczynku. Czasu jest sporo, więc zwiedzamy i czynimy potrzebne zakupy. By przedłużyć jednak chwile nic nie robienia, kierujemy się nad miejscowe jezioro, ze świetnie zagospodarowaną plażą
i kąpieliskiem. Oczywiście amatorzy kąpieli nie odmówili sobie tej przyjemności.
Ruszamy. Jednak najpierw targamy rowery po stromych schodach na wysoką skarpę, bo ktoś zamknął bramę wjazdową i kierujemy się w prawo, by dobrą drogą
i jeszcze lepszym zjazdem, wzdłuż jeziora, mijając rezerwat ,,Klonowo" i mocno pod górę dojechać do leśniczówki Sarnia Góra. Od leśniczówki kilkaset metrów jedziemy zabytkową aleją dębów, co jest dla nas wielką przyjemnością. Zagłębiamy się w las
i pech. Awaria. Krzysztofa rower miał problem z napędem. Pomoc Janusza przywróciła stan pierwotny. Wyjeżdżamy z lasu wprost na miejscowość Piaseczno, kierujemy się w lewo i kolejnym zjazdem dojeżdżamy do Gutowa. Ale w przyrodzie musi być równowaga, więc dalej w kierunku na Małe Leźno kręcimy pod górkę. Oprócz kręcenia pedałami, kręcimy również cały czas głowami, to w lewo, to w prawo, bo widoki są niesamowite. Sama wieś M. Leźno może nie urokliwa, ale urokliwie położona, w obniżeniu między dwoma jeziorkami. A my znowu pod górkę, bo z owej doliny trzeba wyjechać. Zembrze, Janówko, skręcamy w prawo i ostrym zjazdem dojeżdżamy do jeziora o tej samej nazwie. Znajdujemy kawałek dostępu do jeziora i chwila przerwy. Andrzej, Endriu i Wacek nie odpuszczają, i korzystają
z uciech wodnych. Wygania nas nagły wiatr i złowrogo widniejące na horyzoncie chmury. Jednak w dalszej drodze nic złego nas nie spotkało. Dojeżdżamy do Brzozia i kierujemy się ku naszej przystani.

Ten odcinek był ukoronowaniem naszej WWW. Odwróciło się to, co było na początku dnia. Dwa podjazdy, z którymi zmierzyliśmy się rano, teraz były jako zjazdy. Lekko
i przyjemnie dojechaliśmy do mety.
Po kolacji spotkaliśmy się, by szczegółowo omówić sprawy organizacyjne
i powspominać poprzednie eskapady. Ale jakieś fatum wisiało. Skrzynka Ediego, zawierająca w sobie magnetofon, gramofon, video, MP3, kino domowe i jeszcze kilka innych gadżetów odmówiła posłuszeństwa. Mimo wszystko, to był udany wieczór,
a toastów było bez liku.

Spędziliśmy na Pojezierzu Brodnickim wspaniałe dwa dni i przejechaliśmy 140 km. Oczywiście nie sposób wszystko zobaczyć i zjechać wszystkich szlaków. Może kiedyś tu wrócimy, bo niewątpliwie to bardzo atrakcyjny region na rowerowe wycieczki, a tym bardziej, że stosunkowo blisko Elbląga.
Woda tu czysta, trawa zielona i słychać nieprzerwany śpiew ptaków.

Ps. W niedzielę, w drodze powrotnej uskuteczniliśmy spacer po Brodnicy i Nowym Mieście Lubawskim. Warto.

Relację przygotował Marek



Komendant 16 May 2011 53,681 10 komentarzy

10 komentarzy

Pozostaw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.
  • Komendant
    Komendant
    Jeżeli dobrze policzyłem to będzie nasz kolejny, 13-ty już wyjazd w Polskę. Tym razem nie będzie łatwo ze względu na mocno pagórkowaty, prawie górzysty teren. Znając naszą grupę i możliwości poszczególnych osób w pokonywaniu wszelkich trudności jestem przekonany, że damy radę i zrealizujemy program w całości.
    Nie muszę przypominać jak należy przygotować się na
    wyprawę. bo wszyscy uczestnicy to doświadczeni rowerzyści.Hejka
    Do zobaczenia
    - 17 May 2011 07:55:55
    • M
      Marek55
      Że trzynasty, to pikuś, ale że pagórkowaty, a nawet prawie górzysty, to może pachnieć dramatem.
      - 17 May 2011 20:06:18
      • Waldic
        Waldic
        Spoko, w Gołdapi też było pod górkę i dłuższe trasy robiliśmy. Pogoda zapowiada się piękna, tylko jeździć Uśmiech
        - 17 May 2011 20:21:56
        • M
          Marek55
          Zgadza się, ale jest jeszcze inna wątpliwość. Do Gołdapi jechaliśmy autobusem, a teraz jest bus i przyczepa. O której godzinie odjeżdża przyczepa?
          - 18 May 2011 08:20:28
          • Komendant
            Komendant
            Mi się wydaje, że o tej samej co bus. :|
            - 18 May 2011 10:16:04
            • Waldic
              Waldic
              Mogą być jakieś nieznaczne przesunięcia w czasoprzestrzeni, ale generalnie powinny wyruszyć o tej samej porze.
              - 18 May 2011 12:52:09
              • M
                Marek55
                Dzięki, uspokoiłem się. Teraz mogę bez przeszkód szykować się do wycieczki.
                - 18 May 2011 20:47:24
                • Komendant
                  Komendant
                  Kolejna weekendowa wyprawa przeszła do historii. Zapamiętamy ją jako jedną z najbardziej udanych. Dopisały wszystkie elementy składające się na taką ocenę. Piękna pogoda, świetne trasy i piękne krajobrazy, dobre warunki zakwaterowania. Najważniejsi są jednak jak zawsze uczestnicy, którzy tworzą skonsolidowaną grupę i potrafią stworzyć świetną atmosferę. W takim towarzystwie największe wzniesienia i podjazdy pokonuje się w sposób prawie niezauważalny i bez większego wysiłku.
                  Dziękuję wszystkim biorącym udział w tej wyprawie i do zobaczenia. Brawo
                  - 22 May 2011 21:11:11
                  • M
                    Marek55
                    Dzięki dla Waldka i Janusza za użyczenie map, mocno się przydały. Mały błąd - piątek to był 20, a nie 28 maj. Jak zwykle wina komputera.
                    - 25 May 2011 09:16:38
                    • Komendant
                      Komendant
                      Faktycznie, błąd w dacie. Czytałem i nie zauważyłem, data poprawiona.
                      - 25 May 2011 19:07:44
                      Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na nasze ustawienia prywatności i rozumiesz, że używamy plików cookies. Niektóre pliki cookie mogły już zostać ustawione.
                      Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj