O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.

Aktualności

Wycieczka Nr 15/2011 - Kadyny - 24 lipca 2011

Zbiórka: skrzyżowanie ulic Królewieckiej i Fromborskiej, godz. 9.00

Trasa: Elbląg, Jagodnik, Jelenia Dolina, Ogrodniki, Pagórki, Kadyny (czarna droga), Suchacz, Nadbrzeże, Kamionek W., Elbląg

Długość trasy: 56 km, Uczestnicy: 30, Punkty: 84


Trasa rowerowa 1127326 - powered by Bikemap 


"Dziś są twoje urodziny
Mimo złej pamięci wiem
Wybacz, że nie śpiewam Sto lat, ale cóż
Z moim głosem lepiej nie"
Taaak, jakby to powiedzieć, aby nie skłamać, a jednocześnie prawdę łagodnie wyartykułować. Nasz Rzecznik Prasowy-Pisarz-Reporter Radiowy (wszystko w jednej osobie) skończył kolejny rok. Nawet (prawdopodobnie) dorosły wiek nie upoważnia do zaniedbywania swoich obowiązków. No cóż, ale w tym wypadku chyba można to nazwać syndromem "The day after". I w ten sposób spadł na Komendanta problem wyboru prokurenta pisarza. A tłum ochotników był niesamowity! Ze wszystkich stron rozlegało się gromkie: "Może tym razem ja!" A tak poważnie to Komendantowi głowa kręciła się na lewo
i na prawo, a na kogo spojrzał tej, tego oczy natychmiast sprawdzały czy przypadkiem coś nie przykleiło się do sznurowadła. Chociaż nie! Nagle Ania wyraziła chęć. Niestety okazało się, że był jeden zasadniczy problem. Jak sama stwierdziła po prostu - nie potrafi. (Jednak za odwagę i szczere chęci proponuję, Komendancie, dopisać Ani 2 punkty.)
Wielce Miła Czytaczko i Nie mniej Szanowny Czytaczu, w tej sytuacji, niestety zostaliście skazani na zapoznanie się z poniższym tekstem.

Pozwolę sobie na pewien rys prywatny. Trasa do Kadyn jest w pewnym sensie trasą sentymentalną dla mnie. Mój pierwszy kontakt z Grupą nastąpił właśnie podczas wycieczki do Kadyn. Także pierwszy popełniony przeze mnie tekst opisywał przebieg jednej
z wycieczek przepedałowanej po trasie kadyńskiej.
(Hmm, może skopiować to archiwalne sprawozdanie. Przecież na pewno nikt na to nie zwróci uwagi. Nie!, Komendant od razu zauważy.)
Prawdopodobnie nie tylko ja mam melancholijne odczucia związane z tym kierunkiem, ponieważ na kresce startowej tzn. przy przystanku autobusowym u zbiegu ulic Fromborskiej
i Królewieckiej zjawiło się aż 29 osób. Może nasi rowerzyści urlopów w pracy nie otrzymali, albo dowiedzieli się, że Grażki nie będzie i mieli nadzieję na imprezę pozbawioną rytuału administracyjnego? Pojawili się nawet dawno niewidziani Lucjan i Leszek M. Ciekawostką jest, że jedna z naszych miłych bikerek otrzymała na dzisiejsze przedpołudnie zaproszenie do uczestnictwa w rowerowniu do Gniewu. Coś sympatycznie tajemniczego musi być jednak
w tych Kadynach skoro nawet tak atrakcyjna propozycja przegrała z nimi w ten piękny, słoneczny poranek.

Kilka minut po godz. 9:00 nasz senior został jako pierwszy wypuszczony do walki
z dystansem. W ślad za Edim ruszyły z miejsca pozostałe dwukołowce wioząc swoich właścicieli na swoich skórzanych, sprężynowych, silikonowych i kto tam wie jakich jeszcze, siodełkach. Pierwszy odcinek przebiegał po drodze działkowej wiodącej w kierunku Jagodnika. Nawierzchnia zmieniała się z asfaltowej na płytową i polną. Różnorodny, malowniczy krajobraz w okolicy jeziorka Goplanica rozciągnął naszą trajkoczącą gromadkę. Przed sklepem w Jagodniku został zarządzony postój wyrównawczy. Pojedynczo docierali kolejni uczestnicy dzisiejszej imprezy. Nagle ukazał się rower z wiecznie niesprawną trąbką. Miało to oznaczać, ni mniej ni więcej, że jesteśmy już wszyscy. Ale czy na pewno? Oczy Komendanta badawczo lustrowały całe towarzystwo i nie ulegało żadnej wątpliwości, że Nasz Przywódca nie może się doliczyć kilku osób. Czy pamiętacie bajkę Pomysłowy Dobromir? Tą skaczącą po głowie kulkę i błysk w oku? Właśnie taki rozpromieniony wyraz twarzy miał Komendant, gdy zorientował się, że ci niesubordynowani wycieczkowicze są pod opieką jego potomstwa.

Właściwy postój został zapowiedziany przy smokach na Jeleniej Dolinie. Stąd też nie trzeba było długo czekać na sygnał trąbki roweru należącego do Ani (trąbka ta od wielu wycieczek pełni oficjalne obowiązki niesprawnej trąbki komendantowej i w tej roli sprawuje się bardzo poprawnie, z godnością i kulturą osobistą). Nagle w dachu budynku sklepu uchyliło się okno połaciowe, a w nim pojawiła się mała, jasnowłosa główka. Główka ta przesłała nam pozdrowienia na dalsze rowerowanie. Dziękujemy za miłe słowa i niech ci się wiedzie
w życiu chłopczyku!

Przy wiacie Smoki przywitali nas ci, którzy zapewne mają zużyte klocki hamulcowe i nie dali rady zatrzymać się w Jagodniku. Miejsce to jest dla Elblążan jednym z tradycyjnym miejsc wypadowych na łono natury. Cicho tu jest i spokojnie. Nawet mieszkańcy rozbitego niedaleko namiotu w ciszy spędzali to przedpołudnie przy palącym się ognisku patrząc
w nieruchomą toń jeziora, nomen omen, Martwego. W naszej małej społeczności potworzyły się grupki i podgrupki cicho dyskutujące, ale proszę nie liczyć na to, że treść tych rozmów zostanie upubliczniona. Nasi bikerzy zasługują na przywilej dyskrecji w tak urokliwym miejscu. W pewnym momencie ukazała się majestatyczna, dobrze zbudowana postać, zjeżdżająca do nas na chyba najbardziej wartościowym welocypedzie ze wszystkich, jakimi poruszają się Stopowcy. Jednak pytanie, czy od czasu przejścia Grupy na czas letni właściciel tego jednośladu choć jeden raz zdążył na czas na linię startu, nie należy kierować do mnie. Interpelacje rozpatrzy Komendant lub delegowany przez niego urzędnik administracyjny,
a odpowiedź raczej nie zostanie udzielona w trybie wyborczym. W każdym bądź razie Andrzej uzupełnił listę uczestników, która zamknęła się okrągłą liczbą 30.

Przed Ogrodnikami skręciliśmy w drogę kierującą nas na Pagórki-Łęcze. Droga, która przez wiele, wiele lata była zmorą rowerzystów (a zapewne także właścicieli pojazdów silnikowych), obecnie wyłożona jest równiutkim asfaltem i tylko z tego powodu nasze liczniki wskazywały prędkość o kilka kilometrów większą niż zwykle. I cóż z tego skoro niewiele ponad kilometr dalej skręciliśmy ostro w prawo na nawierzchnię, której urzędujący właściciel mojego Refleksa najgorzej nie lubi. Ale i ta utwardzona ścieżka musiała się skończyć. Nawet dla ewentualnego turysty przybyłego niedawno z Pernambuco, patrząc na leśną drogę, nie byłoby tajemnicą, że okolice Elbląga w ostatnich dniach nawiedzały ulewne deszcze. Jednak nie takie przeszkody Fish w swoim życiu pokonywał. Jako pierwszy dał przykład, że mimo wszystko można przetoczyć się przez środek małych, koleinowych jeziorek. Kilka osób wprawdzie nie chciało być gorszych, ale w tych warunkach większość bardziej ufała własnym nogom.

Nie od dziś wiadomo, że łańcuch jest tak silny jak silne jest jego najsłabsze ogniwo. Dotyczy to także naszych pojazdów. Są one tak długo sprawne jak długo jest sprawna jego najsłabsza część. Mam mocne podejrzenie graniczące z pewnością, że rower nie jest bezduszna materią. W każdym bądź razie rower Fish'a sprawia wrażenie istoty czującej. Zapewne z zazdrością przyglądał się swoim pobratymcom przetaczanym po trawie lub przenoszonym na grzbiecie, podczas gdy sam musiał przemieszczać się przez środek największych kałuż i błot. Na kolejnej krzyżówce leśnych dróg pokazał Irkowi potężną figę. W zasadzie rower ten
w dalszym ciągu był sprawny, ale pod warunkiem, że będziemy jechać tylko z górki,
w przeciwnym wypadku należało naprawić łańcuch. Tą przerwę Komendant wykorzystał na udzielenie Grupie kilku informacji dotyczącej dalszego przebiegu dzisiejszej wycieczki. Komendant może swoje mówić, a i tak znajdzie się kilka osób, których myśli krążą gdzieś daleko, nie mogąc doczekać się widoku wód Zalewu Wiślanego.

Puściliśmy się z górki na pazurki. Zieleń przelatywała nam przed oczyma, ale oczy nasze zajęte były tylko wyborem toru jazdy najwłaściwszym dla rowerowych opon. Dla kilku osób (tych, którzy niezbyt uważnie słuchali Komendanta na ostatnim postoju) ważny był tylko
i wyłącznie tor jazdy. Pozostali zatrzymali się przy tablicy Rezerwatu Buki Wysoczyzny Elbląskiej. Rezerwat jest moim rówieśnikiem. Być może ustanowiono go na moją cześć,
a jeżeli nie to na pewno w celu "Zachowania ze względów naukowych i dydaktycznych fragmentu buczyny pomorskiej z kostrzewą leśną " itd. - (wg MP nr 2, poz. 8 z 1962 roku). Jednym z ważniejszych powodów ustawienia tablicy informacyjnej przy mostku, pod którym dość leniwie przepływał urokliwy strumyczek, było wyznaczenie miejsca, w którym mogły pozować do zdjęcia nasze pierwszaki.

Kierownik imprezy musiał skapitulować. Rozkapryszone towarzystwo wymogło kolejny postój pod sklepem w Kadynach. Jak zawsze w takich przypadkach powód był jeden: uzupełnienie zapasów na ewentualne ognisko. Przy okazji swoich amatorów znalazły też kakaowe lody calipso - jako żywo przypominające lata młodości wielu Stopowiczów. Na głos Ani trąbki wszyscy się poderwali tzn. prawie wszyscy. Nasz senior uważnie przyglądał się swojej oponie. Mój Mistrz ds. Zimowych Kąpieli odrzucił ofertę pomocy, a jego marsowe oblicze wskazywało, że dla własnego bezpieczeństwa lepiej się nie napraszać.
- Jedźcie dalej! Mam wszystkie niezbędne akcesoria i SAM sobie poradzę!
Po drodze nad wody zalewu skręciliśmy jeszcze na moment w las. Odwiedziliśmy malutki cmentarzyk. Napisy nagrobne świadczyły o tym, że były to miejsca pochówku przedwojennych mieszkańców tych terenów. W odległości około 40 m od cmentarza stał neogotycki kościół ewangelicki "Świątynia Pokoju". Kościół ten zbudowano w latach 1913-1917 z polecenia Cesarza Prus Wilhelma II. Obiekt ten przetrwał działania wojenne jednak obecnie o jego pięknie świadczą jedynie stare zdjęcia. Barbarzyństwo lat słusznie minionych doprowadziło do rozebrania kościoła w roku 1958.

Nad wodami Zalewu Wiślanego można było spotkać wiele osób zażywających słonecznych kąpieli. W jednej ze scen filmu "Rejs" bohaterowie bardzo mądrze i naukowo rozmawiają
o niczym powolutku wchodząc do coraz głębszej wody. To skojarzenie samo nasuwało się, gdy zobaczyliśmy kilkoro uczestników naszej wycieczki powolutku przemieszczającej się
w kierunku Mierzei Wiślanej. Trzeba jednak wierzyć, że sesji zdjęciowej przebiegającej daleko od brzegu towarzyszyła rzeczowa tematyka rozmów. Na brzegu w tym czasie działy się rzeczy niesamowite. Górnolotne i wzniosłe myśli musiały budzić wielki szacunek
w oczach osób opalających się w pobliżu. Słuchacze mogli dowiedzieć się, że nasz Senior oprócz normalnych celów posiada także cele docelowe. Skonstatowaliśmy, że Andrzej od czasu nabycia cennego bicykla już nie korzysta z toalet, ale robi postoje sanitarne. Olek natomiast podzielił się wiadomością, że nigdy nie miał zapasowych spodni chyba, że jedzie
z żoną. Niestety pozostała dla nas tajemnicą dziwna korelacja "żona - zapasowe spodnie".

Rozleniwiliśmy się troszeczkę nad wodą, ale jedynie Bartek wyartykułował myśl, która zapewne u wszystkich kołatała się między uszami.
- Po postojach nie chce mi się ruszać.
Nikomu się nie chciało, ale do domu jeszcze było daleko. Peletonik powoli ruszał i nagle stała się rzecz straszna. Radzio prezentował się w pięknym trykocie jakby prosto przyjechał z Tour de France. I to olśniewające wdzianko zostało obficie skalane radkowym potem. Koszulka zostanie wyprana, ale tempo usuwania awarii ogumienia (w tym tempo pompowania) muszą wzbudzać podziw wszystkich znawców tematu. Do nadbrzeżnego pubu mieliśmy zajechać tylko na krótki postój związany z oczekiwanie na Radka, ale niemal wszyscy uszczuplili swoje zasoby finansowe wymieniając je na lody i gofry.

Pora obiadowa zbliżała się szybkim krokiem, więc znów dało się słyszeć trąbkę. Jechaliśmy wzdłuż brzegu Zalewu. Jeszcze tylko króciutki postój wyrównawczy pod pomnikiem
w Nadbrzeżu i ostrym tempem, walcząc z silnym wiatrem pokonaliśmy ostatnie kilometry dzisiejszej, bardzo udanej wycieczki. Impreza miała charakter wybitnie integracyjny i być może właśnie dlatego nasze pożegnanie na rampie się przeciągało. Ciężko było się rozstać, ale przecież za tydzień ponownie się spotkamy, prawda?

Relację przygotował Janusz
Komendant 20 July 2011 55,544 11 komentarzy

11 komentarzy

Pozostaw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.
  • Edi
    Edi
    Przeczytałem reportaż.-Jesteś bardzo dobry w tworzeniu relacji z naszych wycieczek rowerowych.Są prawdziwe i jak pięknie urozmaicone fantazją potwierdzającą prawdę.Wiem, że pod wpływem wypowiedzi niecnych pseudo!-recenzentów? miałeś chwilowe jakieś nieuzasadnione obawy .-Dzięki, że "olałeś" opinię tych "recenzentów" j.w i jesteś sobą, możemy przeczytać twój super-reportaż. Dzięki Wam; Tobie i Markowi mamy możliwość po odbytej wycieczce "przeżyć ją jeszcze raz", w sposób widziany Waszymi zmysłami.-DziękujęBrawo
    Dla Was te dwa utwory muzyczne Joe Dolan'a-(do wyboru); http://youtu.be/I...
    i mój ulubiony;"Więcej i więcej"; http://youtu.be/jkLC2mj5wvE
    - 27 July 2011 20:26:33
    Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na nasze ustawienia prywatności i rozumiesz, że używamy plików cookies. Niektóre pliki cookie mogły już zostać ustawione.
    Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj