Aktualności
Zbiórka: Na starówce, przy Piekarczyku, godz. 9.30
Trasa: Elbląg, Raczki Elbląskie, Żurawiec, Węgle-Żukowo, Jurandowo, Jezioro, Gajowiec, Karczowiska Górne, Elbląg
Długość trasy: 40 km, Uczestnicy: 50, Punkty: 40
Trasa: Elbląg, Raczki Elbląskie, Żurawiec, Węgle-Żukowo, Jurandowo, Jezioro, Gajowiec, Karczowiska Górne, Elbląg
Długość trasy: 40 km, Uczestnicy: 50, Punkty: 40
24 czerwca 1812 roku silna i zwarta wielonarodowa armia pod wodzą Napoleona przekracza rzekę Niemen, rozpoczynając kampanię na wschód. W grudniu tegoż roku, armia rozbita i rozproszona, bez kontaktu z wodzem opuszcza wcześniej zdobyte tereny. Co ma piernik do wiatraka, a wojny napoleońskie z naszą wycieczką? O tym nieco dalej.
W historii ludzkości bywało tak, że wielcy wodzowie swoim optymizmem i ideą zarażali całe narody. Ale też i stało się inaczej. Tym razem mały pesymizm Wielkiego Wodza był odwrotnie proporcjonalny do optymizmu miłośników zbiorowego pedałowania. ,,Z pogodą tylko pewna niewiadoma, bo prognozy na niedzielę nie są zbyt słoneczne", ukazało się na forum. Owszem, nie było zbyt słonecznie, ale zabrzmiało to pesymistycznie. Ale to tylko woda na młyn. Ruszył tłumnie rowerowy naród pod Piekarczyka. Przerwa spowodowana Wielkanocnymi Świętami, wzrost masy mięśniowej tuż nad paskiem i mała oponka przy biodrach spowodowały, że naród czuł potrzebę ruchu. Takiego tłumu Piekarczyk nie widział. Tylko w znanym państwie na Płw. Koreańskim, manifestacje liczą sobie większe tłumy. 50 kręcipedałów płci obojga stawiło się, by nad jeziorem Drużno szukać wiosny.
Nieco chaotyczne powitania, bo nie wiadomo w którą stronę się obrócić i ustawiamy się do zbiorowej fotki. Ileż tu rowerów, ileż radosnych twarzy, a wyszczerzonych do aparatu zębów nie sposób policzyć.
Ruszamy przez Stare Miasto, wiadukt i kierujemy się na Raczki Elbląskie. ,, Kolejna wycieczka pomyślana jako rozruchowa na początek sezonu po płaskim terenie
i niezbyt długa. Nad jeziorem Drużno w pobliżu miejscowości Węgle rozpalimy ognisko" zapowiedział Komendant.
Pogoda sprzyja, wiatry również, tylko kiełbasa w sakwach ciąży. Nie chcąc popaść
w depresję, przemykamy obok najniższego punktu Żuław i niebawem osiągamy Żurawiec. Krótka przerwa, bo przyjazny sklep zaprasza. Jest chwila, by wyrównać oddechy, zakupić loda, co zostało tym razem utrwalone na zdjęciu, uzupełnić zapasy, podziwiać rower dopasowany kolorystycznie do kurtki właścicielki, ale największe zainteresowanie wzbudzała tajemnicza sakwa na Jurkowym rowerze. Tajemnicza, bo zamknięta na zamek szyfrowy. Szyfr był tak tajny, że sam właściciel nie mógł sobie przypomnieć. Jest też czas, by coś pogrzebać przy rowerze, oczywiście nie przy swoim. Jurek coś podkręca przy rowerze Agnieszki. Złośliwcy twierdzą, że teraz rower nadaje się tylko na szrot. Próbna jazda z wiatrem daje wynik pozytywny, a jak się później okazało, pod wiatr też dało się jechać.
Zakupy zrobione, wszyscy dojechali do grupy, więc kierujemy się w stronę wsi Węgle-Żukowo. Kiedyś to dwie osobne wsie, założone w XVI i XVII wieku przez osadników holenderskich, a dzisiaj jedna miejscowość w całkowitym zaniku. Zachowane jedynie pojedyncze, przebudowane gospodarstwa. Jadąc w kierunku jeziora, po prawej stronie minęliśmy miejsce, gdzie kiedyś był cmentarz mennonicki. Trudno to nawet zauważyć.
Wjeżdżamy na drogę z płyt betonowych prowadzącą wzdłuż jeziora. Drogę przecina nam tabun dzikich koni, brak tylko Azji Tuhajbejowicza, ale i tak widok ten wzbudza ogólny zachwyt mieszczuchów.
Dojeżdżamy do małej polany pośród krzaków okalających jezioro, jest nawet dostęp do wody, ale morsy tym razem nie myślą o kąpieli. Tutaj będzie nasze ognisko. Rowery porzucamy w nieładzie, tylko Marian starannie wybiera miejsce dla swego ,,górala", przezornie z dala od planowanego miejsca na ognisko.
Komendant pieczołowicie układa małe deszczułeczki by dać zarzewie dużemu ogniu, rowerzyści o prospołecznej postawie przynoszą nieco suchych gałęzi, a resztę już czyni Mirek z pomocą siekierki.
Ognisko płonie. Liczne postacie z kijkami z zatkniętymi kiełbaskami pochylają się nad żarem, by obróbką termiczną uczynić owe kiełbaski jeszcze lepszymi.
Ale przecież nie jest to najważniejszy punkt naszej wycieczki. Największe atrakcje dopiero przed nami, czyli rozstrzygnięcie konkursu fotograficznego.
Jurek, w otoczeniu dwóch uroczych hostess, wspomagający swój głos mini megafonem CS-882 przemawia do zgromadzonego tłumu. Słychać tylko Dorotę. W końcu dowiadujemy się kto został laureatem konkursu. Trzecie miejsce Jurek przydzielił mojej skromnej osobie. Dostałem ładny, zgrabny, można nawet rzec powabny, mini statyw do aparatu. Przydatna rzecz. Drugie miejsce otrzymał Waldek. Nie mogło być inaczej, ma lepszy aparat. Oprócz upominków otrzymaliśmy całusy od uroczych hostess. I w końcu pierwsze miejsce. Królowa fotografii może być tylko jedna, Grażyna. Dwóch przystojnych, postawnych i czupryno bujnych lub obfito czupryniastych młodzieńców, zdobywców drugiego i trzeciego miejsca stanowiło asystę Królowej.
Uroczystość rozdania nagród zakończyła się, a rozgorączkowany tłum komentował wyniki konkursu. Nikczemni ludzie rozsiewali złośliwe plotki. Dorota, niczym adwokat diabła wyjaśniała konkursowe zawiłości. Nie wgłębiając się w temat, głośno oświadczamy, że nie wierzymy w żadne szkalujące plotki. Jurek, jesteśmy z Tobą.
Ruszamy w drogę powrotną. Starannie gasimy ognisko i jedziemy wzdłuż jeziora,
i dalej drogą w kierunku Jurandowa. Mijamy budynek dawnej karczmy ,,Trzy Róże" pochodzący z połowy XIX wieku. Piękny dom podcieniowy, obecnie straszy swoim wyglądem i eternitem zamiast dachówki czy gontów. W okresie miedzy wojennym zatrzymywali się tu wycieczkowicze podczas rejsów po Kanale Elbląskim i Drużnie. Istniało głębokie podejście od strony jeziora, dzięki czemu bez problemu statki mogły przybijać praktycznie pod sam dom.
Docieramy do drogi Żurawiec-Krzewsk i tu następuje pierwsze rozproszenie. Część uczestników niedzielnej eskapady postanawia okrążyć Drużno. Opuszczając Wodza kierują się w stronę Krzewska i dalej. Czy dotrą do swojej ojczyzny? Jaki los ich czeka w tej trudnej eskapadzie?
Druga grupa rusza zgodnie z planowaną trasą. Kierujemy się na miejscowość Jezioro i dalej na Karczowiska Górne. Mijamy po drodze neogotycki kościół i docieramy do mostu zwodzonego na rzece Tyna. Jest to jeden z najstarszych mostów zwodzonych w Polsce. Został zbudowany w 1895 roku.
Ale powód naszej przerwy, oprócz oczywiście podziwiania mostu jest jeszcze jeden. Jak to bywa w odwrocie wielkich armii, nie wszystko funkcjonuje jak należy. Jeden z rumaków nie nadąża za głównymi siłami. Porusza się ciężko i siodło jest źle umocowane. Alina, jak przystało na dobrą samarytankę odstępuje swojego rumaka pechowej właścicielce, a sama kontynuuje jazdę na anorektycznym wierzchowcu. Na moście zbiera się konsylium nad niepełnosprawnym rumakiem.
Ruszamy w kierunku Elbląga. Jazda nieco utrudniona, bo wiatr pyszczy. To określenie wiatru wiejącego w pysk. Ale jest dobrze, a jazda idzie nam płynnie. Podziwiamy żuławskie widoki i bociany w gniazdach.
Dojeżdżamy do mety. Resztki rozproszonego Wielkiego Peletonu wykonują wspólną fotkę z aparatu umocowanym na statywie przecudnej budowy.
Kolejna wycieczka dobiegła końca. Jeżeli ktoś nie skupił swojej uwagi tylko na pieczonej kiełbasie, to mógł się przekonać, że wiosna jest bardzo blisko. Listki jeszcze schowane, ale trawa już się zieleni i bociany są mocno aktywne.
Oprócz przyjemnej jazdy, była jeszcze wspaniała zabawa. Dziękujemy Jurkowi za zorganizowanie i wspaniały finał konkursu fotograficznego, a Alina dostaje od uczestników wycieczki nagrodę fair play.
Wielki Peleton uległ rozproszeniu, ale wróciliśmy po raz kolejny z tarczą i łączność też była. Przed wyprawą na wschód mógł Napoleon kupić sobie komórkę. Dają za 1 zł.
Relację przygotował Marek
Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj