O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.

Aktualności

Wycieczka Nr 3/2012 - Łęcze - 22 kwietnia

Zbiórka: Skrzyżowanie ulic Fromborskiej i Królewieckiej, godz. 9.30

Trasa: Elbląg, Krasny Las, Jagodnik, Piastowo, Milejewo, Ogrodniki, Pagórki, Łęcze, Połoniny, Kamionek Wielki, Jagodna ,Rubno Wielkie, Elbląg

Długość trasy: 44 km, Uczestnicy: 46, Punkty: 66


Trasa rowerowa 1519330 - powered by Bikemap 


Taaak, kolejna wycieczka. Tylko jak się ubrać? Rzućmy okiem na naszą stopową stronkę. Hmm, pogoda wydaje się być wspaniała. O! Marek55 też już był na stronie. Widać Pisarz jest w pełnej gotowości. Zapewne ma już przygotowany długopis i notatnik. No cóż, czas zameldować się na zbiórce. Ho!, jaki tłum? Super!! Ale, a-l-e! Jak to ruszamy? Może Pisarz jeszcze dojedzie! (Ech, już nawet nie powiem, co by na to powiedział Ferdek Kiepski, bo Komendant by to ocenzurował!)
- Janusz, podjedź do mnie!
"Podjedź", tylko, że ja już prawie płuca wyplułem pod tą górkę! Za to Komendant nie zmarnował ostatniego tygodnia. Zapewne nie wychodził z siłowni. Nietrudno się domyśleć, co on znowu chce.
- Będziesz za dwa tygodnie?
A więc jednak nie! Chyba nie zauważył, że Marka nie ma i mi się upiecze.
- Nie będziesz? W takim razie piszesz relację z dzisiejszej wycieczki!
Ech!, zauważył! Jaki Bystrooki!
- Nie musisz się rozpisywać. Napisz krótko i zwięźle.
W tym miejscu została mi podyktowana relacja z dzisiejszego pedałowania. Zgodnie z tym, co zapowiedział, była ona krótka i zwięzła. Zapewne Komendantowi zacięły się klawisze w klawiaturze, bo tekst nie był zbyt skomplikowany i tylko tym mogę sobie wytłumaczyć, że szukał pomocnika. W tej sytuacji to nie ma żadnego problemu. Będąc przedłużonym ramieniem Naszego Wodza, przeleję na umowny papier treść podyktowaną mi przez Komendanta. Treść, która pełni rolę relacji wycieczki przez Łęcze:

Wyjechaliśmy. Wróciliśmy. Pogoda była (przynajmniej na razie).

Co proszę? To już wszystko. Do zobaczenia za tydzień.

PS.
Trochę głupio tak kończyć, dlatego dodam jakieś dwa słowa od siebie.

Po dwóch płaskich etapach mieliśmy wreszcie przekonać się, że świat ma także trzeci wymiar. Planowana trasa kolejnej tegorocznej wycieczki GR Stop miała długość porównywalną do dwóch poprzednich, jednak zwiększył się stopień trudności (czyżby współczynnik 1,5?). Fakt ten nie przeraził zahartowanych w rowerowych bojach stopowych bikerów. Na linii startu, usytuowanej tym razem u zbiegu ulic Fromborskiej i Królewieckiej, zjawiło się ponad czterdziestu użytkowników dwóch kółek. W tym było kilkoro takich, którzy dopiero teraz zatęsknili za dawno niewidzianym towarzystwem. Przybył nawet jeden, który jeszcze świeżo w pamięci miał nieprzepastne śniegi zalegające obszary położone daleko za Kołem Polarnym (przedłużył sezon ślizgania na nartach i nie zauważył, że koleżeństwo już rozpoczęło inny rodzaj aktywności). Cóż jeszcze było ciekawego na linii startu? Moda! Był pełny przekrój rowerowej mody. Może nie tyle mody w znaczeniu najnowszych trendów kroju, falbanek i kolorów, co raczej w znaczeniu ochrony organizmu przed działaniem otaczającej rzeczywistości. I nie należy się dziwić, że wśród tak licznego grona musieli znaleźć się tacy, którzy polegają na prognozach internetowych, inni na prognozach telewizyjnych bądź radiowych, jeszcze inni na przepowiedniach wróżek, znaków dawanych przez przebiegające koty (różnokolorowe), skrzypieniu starych drzwi od piwnicy, aż wreszcie byli też tacy, dla których ważna była pora roku lub to, że trzy miesiące temu o tej samej porze padał śnieg. Stosownie do tego, kto się czym kierował moda rowerowa w tym dniu charakteryzowała się pełnym zakresem możliwego zakrycia cennej powierzchowności naszych rowerzystów. Można było dojrzeć osobników przygotowanych do zdobywania biegunów podczas polarnej nocy. Inni odważyli się pokazać przedramiona. Niektórzy bikerzy, uznali, że ręce są bardziej cenne niż nogi. Znaleźli się, też tacy, dla których uśmiechnięte słoneczko było najlepszym dowodem na to, że już można przestawić swoje postrzeganie otoczenia na czas letni.

Padła komenda i długi, nawet bardzo długi wąż ruszył wzdłuż ulicy Fromborskiej. Na pierwszym podjeździe łatwo można było zauważyć, że entuzjaści bezsilnikowych jednośladów są na różnych etapach przygotowania do rowerowego sezonu. Pojedynczo bądź małymi grupkami peleton w komplecie dotoczył się do pierwszego miejsca wyrównania: wjazdu w pięknie wyasfaltowaną trasę prowadzącą do Jagodnika. Komendant zaprezentował, że jego jeszcze niedawne narzekania na swoje możliwości wytrzymałościowe można przesunąć do głębokiej prehistorii. O ile dla wszystkich był oczywistym fakt, że Nasz Wódz powinien dawać pozostałym przykład o tyle jego postawa wprawiła w wielkie zdumienie Komendantową.
- W domu nie ma siły ani kondycji aby odkurzyć, popracować na działce, poprasować! A może lepiej by mu wychodziło, gdyby wykonywał te prace na rowerze?
(Już mi szczerze żal Komendanta, ponieważ w domu role przywództwa zapewne się odwracają.)

Postój był jedynie wyrównawczy. Ten właściwy, nazwijmy go odpoczynkowy został wyznaczony w pobliżu sklepu i wiaty w Jagodniku. Czekające cztery kilometry wyzwalały w nas ambiwalentne odczucia. Z jednej strony nie tak dawno ułożony, równy dywanik asfaltowy, jaki bardzo lubią opony naszych pojazdów, a z drugiej ukształtowanie terenu, z którym siła napędowa naszych kół nie jest zaprzyjaźniona, szczególnie na początku sezonu rowerowego. Zaraz po starcie Nasz Senior oznajmił gromkim głosem, że on zawsze się trzyma prawej strony. Z jakiego powodu zostało wypowiedziane tak radykalne stanowisko? Czyżby kiedykolwiek było inaczej? Wg książki "Paragraf 2" pewnego razu na tablicy ogłoszeń ukazała się informacja: "W najbliższą niedzielę apel się nie odbędzie." Czy trzeba dodawać, że w żadną niedzielę do tej pory apel się nie odbywał? Być może Edi był pod wrażeniem literatury Josepha Hellera i stąd taki porażający komunikat dot. jego preferencji rowerowych. Zostawmy jednak czytelników z jego problemami bo w międzyczasie trwało kilkadziesiąt indywidualnych pojedynków pomiędzy stopowymi bikierami i karkołomnie pofałdowanym teren. Niestety w kilku przypadkach teren okazał się górą. Wierzymy, że to tylko przegrana potyczka, która w przyszłości zaowocuje wygraną batalią z każdą okoliczną górką.

W Jagodniku Komendant z niepokojem podliczał kolejnych docierających. Czy aby na pewno nikt nie wypadł z trasy podczas stromych, krętych zjazdów? Na szczęście wszyscy cali i w pełnym zdrowiu, choć czasami troszeczkę zmęczeni dotarli w okolice wiaty, w pobliżu której stoi zabytkowy obelisk mieszkańców poległych na frontach Wielkiej Wojny (I Wojna Światowa). Niestety inskrypcja na obelisku jest już mało czytelna i nie zaszkodziłaby jej lekka restauracja. Pierwsze 13 km udowodniło nawet największym niedowiarkom, że ci którzy skorzystali z letniej kolekcji mody dokonali właściwszego wyboru, co swoim uśmiechniętym wyrazem twarzy potwierdzało wesołe słoneczko. Ten ciepły nastrój spowodował szybsze bicie serca Naszego Seniora. Zaowocowało to jowialnymi skłonnościami ku naszym młodszym białogłowom. I tylko zazdrością należy tłumaczyć nagły wybuch Komendanta, który szybko przywołał Ediego do rzeczywistości. Aby nikt inny nie zaczął się rozczulać, wódz wyznaczył kolejny popas pod sklepem w Milejewie.

Ponownie dosiedliśmy naszych rumaków i długim peletonem, tamując przejazd jagodzińskich aut, ruszyliśmy przed siebie, hej! Po tym co już zostawiliśmy za sobą, podjazd do Piastowa wydał się nic nieznaczącą igraszką. Jak szarańcza wędrowna (locusta migratoria) zaatakowaliśmy sklep w Milejewie. Niemal każdy odczuwał ogromną potrzebę dokonania zakupów. Dla niektórych tubylców najwyraźniej było to szokujące zjawisko. Jeden z klientów sklepu (sądząc po zawartości jego koszyka był to konkurent naszego Ziemniaczanego Energetyka) doszedł do wniosku, że w Elblągu wszystkie sklepy zostały zamknięte. Jednak bardzo miła pani kasjerka z niegasnącym uśmiechem na twarzy cierpliwie rozliczyła nasze towarzystwo. Dominującym tematem rozmów wśród osób, którzy już dokonali zakupów ponownie były stroje i moda rowerowa. Taak, nie wszyscy mogli się pogodzić z faktem, że podczas pięknej, wiosennej pogody nie trafili z doborem właściwego odzienia.

Rum, rum, rum. Czy to dawna książeczka usług medycznych? Nieee, to tylko Dorotka dzielnie próbuje się wydostać z Milejewa za pomocą swojego welocypedu. I to właśnie ten jej dwukołowiec wydaje tak donośne dźwięki. W pewnym momencie Dorotka sprawiała wrażenie, że już jest pogodzona z tym odgłosem. Że widać ten typ już tak ma. Jednak na otoczenie dźwięki te działały drażniąco. Może to zakaźne? Może inne rowery się zarażą? Osobiście dokonałem wnikliwej analizy i już wiedziałem. Już byłem pewny. Tylna przerzutka była zdrowa. Inny przedstawiciel konsylium - Aki-Sokole Oko- był dokładniejszy. Stwierdził, że przednia też nie kaszle. Krzyś dokonał chirurgicznego kopnięcia w nóżkę i rower Dorotki ruszył z radości "co koń wyskoczy". W Grupie zawsze znajdą się tacy, którzy wiedzą gdzie, w jakie miejsce należy kopnąć!

W tempie przekraczającym 30 km/h wpadamy do miejscowości Łęcze, a tam na skrzyżowaniu - Policjant kierujący ruchem? A może radiotelegrafista okrętowy nadający swoje położenie chorągiewkami? Ach to nasz Komendant kieruje sznur rowerzystów w stronę miejscowego kościółka! Wszelka aktywność człowiecza zawsze kręciła się wokół miejsc kultu, później kościołów. W Łęczu aktywność ta ginie w mrokach średniowiecza. Na pewno Łęcze istniało w 1214 roku kiedy to książę pruski Warpada podarował tą miejscowość cystersowi Chrystianowi (798 lat później miejscowy proboszcz podarował naszemu Komendantowi ulotkę, z której pochodzi ta informacja). Ówczesny kościół został rozebrany w 1746 roku i wtedy wybudowano dzisiejsze miejsce spotkań modlitewnych. W moim jak najbardziej prywatnym odczuciu kościółek jest dokładnie"uszyty na miarę". Ani przesadnie ubogi, ani nie przeozdobiony. Doskonałe miejsce dla tych, którzy szukają chwili skupienia. Tak, podoba mi się ta świątynia, a Wam?
Postój pod kościółkiem nie został zmarnowany. Olek fachowo omówił wianki. Nie o Noc Kupały tu chodziło, ani o ozdobę głowy. To tylko patrycyjny jednoślad dał naszemu koledze asumpt do wykazania się wiedzą z budowy rowerów, ich łożysk i słabych hamulców (a swoją drogą co mają wianki do hamulców?). Ale gdzież tam dziewczyny interesowałyby się olkową wiedzą techniczną. Dużo ciekawszy dla naszych dam był jego talent wędrownego barda. Czy udało Wam się, koleżanki, skłonić Olka do zabrania gitary na wiosenną wyprawę Grupy?

Czas na posiłek, więc na wodzowski sygnał wszyscy puścili się pędem (przekraczającym 50 km/h!) w dół w kierunku Nabrzeża. Grupa dzisiaj była wyjątkowo zorganizowana. Tym razem na kolejnym skrzyżowaniu w rolę sygnalisty wcielił się Quintus. A na parkingu naprzeciwko pomnika więźniów obozu Stutthof wszyscy zaczęli gorączkowo szukać miejsca na ognisko. Nieśmiałe zaproszenie Leszka M. do jego sadu zostało zignorowane przez Komendanta (czyżby wódz nie miał zaufania?). Przemieściliśmy się około 100 m od szosy i Mirek mógł wyjąć swoją słynną siekierkę. Zawsze twierdziłem, że tępe noże są bardziej niebezpieczne niż ostre. Myślę, że osobistym przykładem udało mi się przekonać niedowiarków, a przy okazji składam podziękowanie Krzysztofowi S. za wcielenie się w rolę sanitariuszki! Gdy nad wesołymi płomykami zawisły kiełbaski nadziane na kijki, swoją działalność zainicjowały kilkuosobowe kluby dyskusyjne. Tematyka była różnorodna: od strojów rowerowych, poprzez wychowanie młodzieży, właściwości czystej wody i tej nasyconej solami, do różnych propozycji tras rowerowych. Mimowolny przechodzień, mógł też spotkać się z teorią względności dot. wieku bikera. Podczas gdy Nasz Senior, jak wszyscy wiedzą, jest osobą ciągle jeszcze bardzo młodą, to inny Stopowiec (z grzeczności pomińmy jego imię) będący w wieku 35 lat, wobec kwitnącej Pati, okazał się być bardzo starym. Ech!, gdzie ja zatem mieszczę się na tej skali?!

I stało się! Być może kiedyś musiało, niemniej jednak stało się to niespodziewanie. Cóż, być może tak musiało być. Być może nie można było inaczej. Mimo wszystko zrobiło wrażenie. W pewnym momencie Komendant gromkim i, co gorsza, bardzo oficjalnym tonem zapowiedział, że będzie ogłoszony komunikat. Ciarki nam przeszły po plecach. Nie wróżyło to nic dobrego. Przecież byliśmy grzeczni. Stawialiśmy się zawsze na każde wezwanie. Skręcaliśmy tam gdzie nam nakazywano. O co zatem chodzi? Okazało się, że mamy jednak pewną wadę. Jest nas dużo! Bardzo dużo. Zdaniem Komendanta nawet za dużo. Tydzień wcześniej osiągnięta została granica wytrzymałości Naszego Szefa: 50 osób. Dzisiaj wprawdzie było"tylko" 46 osób, ale dalszy rozwój Grupy grozi brakiem skutecznych możliwości koordynacji całością. Komendant powiedział: Stopowcy STOP!!! (stosowny komunikat ukazał się już na stronie) Smutno się nam troszeczkę zrobiło. Najlepiej to chyba określiła Makowa Panienka: Z otwartej, radosnej Grupy staliśmy się zamkniętą kastą.

Ostatni odcinek prowadził wzdłuż Zalewu pod lekki wiaterek, który jednak zbyt mocno nam nie przeszkadzał. Pożegnanie tradycyjnie miało miejsce na znajomej wszystkim rampie. Pożegnanie to trwało dziwnie długo, jakby nam trochę żal było się rozjeżdżać. Ale przecież spotkamy się już za tydzień. Tym razem będzie to wycieczka kierowana przez Naszego Seniora. Zatem do zobaczenia.

I to by było wszystko, co skrótowo chciałem dodać od siebie. Cały czas należy pamiętać, że to tylko było drobne post scriptum. Dla tych, którzy już zapomnieli przypominam podstawową wersję niniejszej relacji:

Wyjechaliśmy. Wróciliśmy. Pogoda była (przynajmniej na razie).

Relację przygotował Janusz K..

Komendant 18 April 2012 20,459 6 komentarzy

6 komentarzy

Pozostaw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.
  • Komendant
    Komendant
    Kolejna wycieczka, jeszcze niezbyt długa ale już trudniejsza, bo po pagórkowatym terenie. Po drodze poszukamy miejsca na ognisko.
    - 18 April 2012 20:10:02
    • Jurek M
      Jurek M
      - 22 April 2012 14:41:34
      • Violeta
        Violeta
        Dzięki za wspólną jazdę i miłe towarzystwoUśmiech
        - 22 April 2012 16:01:46
        • LUKE_HS
          LUKE_HS
          Oby taka pogoda zawsze była i nawet lepsza Duży uśmiech PS. Coś krótkie te dwa słowa w relacji
          - 24 April 2012 23:11:47
          • Komendant
            Komendant
            Nawiązując do relacji Janusza i tego co powiedziała Makowa Panienka, że "Z otwartej, radosnej Grupy staliśmy się zamkniętą kastą." chciałbym dodać, że wcale tak nie musi być. W dalszym ciągu możemy być radosną, cieszącą się ze wspólnej jazdy grupą i jestem przekonany, że tak właśnie będzie. Wszystko zależy przecież od samych uczestników wycieczek.
            Zamknięcia grupy to jest to tylko próba ograniczenia szybkiego przyrostu, a liczebność powinna utrzymywać się w rozsądnych granicach i ulegać naturalnej wymianie. Jeżeli ktoś "nowy" pojawi się na zbiórce to przecież nie wygonimy go, ale pojedzie z nami jako "gość" na dotychczasowych zasadach.
            Co do relacji Janusza to jestem pełen uznania dla Jego pisarskiego talentu i serdecznie Mu gratuluję.
            - 25 April 2012 07:38:17
            • Olek
              Olek
              Tyle lat się znamy ale nigdy nie sądziłem że Nasz Janusz ma takie zdolności w pisaniu- Janusz jesteś wysport(okok)owany nie tylko w pedałach rowerowych ale i w długopisie gratulacje tak dalej
              - 26 April 2012 09:55:34
              Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na nasze ustawienia prywatności i rozumiesz, że używamy plików cookies. Niektóre pliki cookie mogły już zostać ustawione.
              Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj