O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.

Aktualności

Wycieczka Nr 24/2015 - Narwiański Park Narodowy - 09-13 września

Zbiórka: 09 września, na parkingu przy Leclerc'u, godz. 14.00, wyjazd godz. 15.00

Trasa Nr 1: Tykocin - 10 września
Waniewo, Pajewo, Radule, Leśniki, Saniki, Tykocin, Tatary, Piaski, Łazy Małe, Łazy Duże, Słomianka, Targonie Wielkie, Zawady Kolonia, Jeżewo Nowe, Waniewo.

Długość trasy: 66 km, Uczestnicy: 20, Punkty: -

Route 3 253 367 - powered by www.bikemap.net



Trasa Nr 2: Suraż - 11 września
Waniewo, Płonka Kościelna, Łapy, Łapy Dębowina, Łapy Pluśniaki, Suraż, Turośń Dolna, Dobrowoda, Baciuty, Zawady, Topilec, Kolonia Topilec, Izbiszcze, Waniewo.

Długość trasy: 60 km, Uczestnicy: 19, Punkty: -

Route 3 253 373 - powered by www.bikemap.net



Trasa: Nr 3: Choroszcz - 12 września
Waniewo, Kruszewo, Pańki, Rogowo, Ruszczany, Choroszcz, Zaczerlany, Zawady, Baciuty, Waniewo.

Długość trasy: 53 km, Uczestnicy: 20, Punkty: -

Route 3 253 369 - powered by www.bikemap.net


,,Każda podróż jest złudzeniem, a każda o niej opowieść - kłamstwem.''

- Czy możesz wymienić mi szkiełka w okularach? zwróciła się z prośbą Celina. Nie ma sprawy, chwila moment i szkła wymienione.
- Możesz mi napompować przednie koło? poprosiła Krysia blisko związana
z zaprzyjaźnionym klubem turystycznym. Chwila i koło napompowane.
- Wiesz, chyba mam siodełko za nisko - rzekła Hania - możesz mi je podnieść pół centymetra. Rozglądam się wokół, przed domem nie ma żadnego chłopa, tylko jeden mężczyzna, czyli ja. Dlaczego nie 4 czy 6 milimetrów, tylko 5? I z tym problemem jakoś sobie poradziłem.
- Zobacz, jaką mam fajną pompkę - rzekła Krysia. Ma takie coś i takie coś. Możesz mi dopompować koła? Rozglądam się wokół, przed domem nie ma żadnego chłopa, tylko jeden mężczyzna, czyli ja. Pompuje.

Zgodnie z tradycją szczerzymy zęby do Zbyszkowego aparatu i nie tylko,
a później ruszamy ku przygodzie. Humory dopisują, bo na niebie słoneczko, choć powietrze rześkie, nikt od stołu głodny nie wstał, więc werwy w nas dużo.
Kierujemy się w stronę miejscowości Kurowo, gdzie w zabytkowym dworku otoczonym parkiem przydworskim znajduje się siedziba Dyrekcji Narwiańskiego PN. Korzystamy z możliwości jaką daje wyznaczona ścieżka przyrodnicza tuż za siedzibą Dyrekcji N.P.N. Drewniany pomost o długości około 1 km. prowadzi wśród podmokłych, bagiennych okolic Narwi. Trasa nie jest długa, ale można zobaczyć na niej kilka ekosystemów parku. Każdy system został opisany tablicą informacyjną. Chłoniemy wiedzę o trzcinowiskach, turzycowiskach i innych ekosystemach. Zaczyna robić się błogo. Coraz cieplejsze słoneczko rozgrzewa wszystkie członki i nawet padła propozycja pozostania w tym błogim stanie na zawsze. Tylko kto będzie dostarczał Specjala?
Wizja tak poważnej niedogodności dostarcza nam nowej energii. Mijamy kolejno Pajewo, Radule i Leśniki. Drogi sprzyjają rowerowym eskapadom. Ruch znikomy, sporo dróg szutrowych, a jakieś niewielkie podjazdy występują sporadycznie. Taka jazda sprzyja prowadzeniu obserwacji. Wioski wydają się jakby wyludnione. Wrzesień to tutaj okres wzmożonych prac polowych. Zapach przygotowań do jesiennej orki praktycznie towarzyszy nam przez cały czas naszej wycieczki. Trwa też na polach intensywny zbiór kukurydzy. A kukurydza tutaj, jak słupy telegraficzne. Nie żeby taka rzadka, tylko taka dorodna.
Jeszcze tylko miejscowość Saniki i czerwony szlak doprowadza nas do Tykocina. Wjeżdżając do miasta napotykamy fantastyczny widok, jedyny i niepowtarzalny przejaw ludzkiego niemyślenia. Stoi sobie jakiś zabytkowy drewniany młyn, wprawdzie bez skrzydeł, ale wart uwidocznienia w aparacie. Tylko że od przodu tuż przy nim postawiono dwie przenośne plastikowe budki i nie były to bynajmniej budki telefoniczne.
Ulicą Jordyka dojeżdżamy do tykocińskiego rynku i dalej w pobliże okazałego budynku barokowej synagogi. Tykocin to miasto z klimatem. Synagoga, jak jest napisane w przewodnikach, druga w Polsce po krakowskiej, Dom Talmudyczny, rynek pochodzący z okresu lokacji miasta, zespół kościelny pw. Św. Trójcy i zabytkowe domy tworzą niepowtarzalny klimat, i piękno miasta. A każde to miejsce i wiele innych ma swoją bogatą historię. Przewodniki są pełne szczegółowych opisów, ale najlepiej przyjechać i zobaczyć.
Mamy sporo czasu, więc spokojnie spacerujemy uliczkami miasteczka. Warto trochę poświęcić uwagi miejscowym zabytkom, bo czas jakby się tu zatrzymał, a ponadto poza sezonem panuje spokój i cisza.
Mostem przez Narew opuszczamy Tykocin, wstępujemy jeszcze na chwilę do tutejszego świeżo wybudowanego zamku, który jest repliką XVI wiecznej warowni i mkniemy dalej. W Tatarach skręcamy ostro w lewo i kierujemy się na Piaski.
A pogoda jak marzenie. Słońce tylko czasami chowa się za chmury, jak na razie wiatry sprzyjają, więc i humory dopisują. Jedziemy prosto wzdłuż Narwi asfaltowymi i szutrowymi drogami. Łaziuki, Łazy, Słomianki, ale na początku wsi Zajki, nasz przewodnik, Przecierak Przetartych i Nieprzetartych Narwiańskich Szlaków, czyli Waldek, kieruje się gdzieś w pola. Kluczymy pośród pól, ale Waldek wie co robi. Wyjeżdżamy prościutko na most prowadzący przez Narew. Na moście dwa znaki. Zakaz ruchu w obu kierunkach i zakaz ruchu pieszych. Wychodzimy ze słusznego założenia, że rowerem można jechać. Za mostem wjeżdżamy wprost do miejscowości Łaś Toczyłowo, a później są Targonie Wity. Skąd się wzięły owe nazwy i kto je wymyślił? Zagadka.
Cały czas nie może być super. W Zawadach wjeżdżamy na ruchliwą drogę nr 64 i około 5 kilometrów pokonujemy pod wiatr, w towarzystwie tirów, ciężarówek, busów i innych pojazdów. Masakra. Te 5 kilometrów mocno dało nam się we znaki. Opuszczamy nieprzyjazną drogę w Jeżewie Starym i wiaduktem, jak się okazało był to najbardziej stromy podjazd podczas naszej wyprawy, przekraczamy S8 i praktycznie jesteśmy blisko domu. W Pszczółczynie zamykamy pętle i Waniewo jest w zasięgu naszych kół.

Waniewo jest w zasięgu naszych kół, a nasze nosy wyczuwają aromatyczne zapachy. Już najwyższy czas wspomnieć w kilku słowach o smakowych walorach tutejszej krainy. Kto zjadł na Suwalszczyźnie 4 kartacze, tutaj też miałby pole do popisu. Gospodarze nam nie żałowali. Obiady przekraczały masą dopuszczalne normy. Zupy smaczne, a na drugie danie można było raczyć się różnymi mięsami. Wszystko co dostawaliśmy na śniadanie było własnego wyrobu. Chowani na masowej produkcji mogliśmy docenić smak i zapach swojskiej szynki, kiełbasy, pasztetu, salcesonu, białego sera, i domowych dżemów. Pycha.
Tak dobrze spędzony dzień, powinien mieć także dobre zakończenie. Wieczorowa porą spotykamy się przy ognisku. Chwała gospodarzom za drewno i kiełbaski. Nawilżanie strun głosowych leżało w gestii uczestników wieczornego spotkania. Ton nadawał Krzysztof ze swoją gitarą, a my zaopatrzeni w śpiewniki staraliśmy się podtrzymać radosny nastrój. W mieście tego się nie zobaczy, ale nad nami było setki, tysiące, miliony jasno świecących gwiazd. A wokół cisza.

Jeszcze w głowie słychać ciche dźwięki gitarowych strun, kiedy wstaje nowy dzień, my razem z nim i szykujemy się do nowej wycieczki. Przed nami jedna z głównych atrakcji naszej całej eskapady, a mianowicie samoręczna przeprawa przez Narew i okalające je bagna. Był moment, że ta impreza była mocno zagrożona. Na oficjalnej stronie Parku ukazała się informacja o zawieszonej przeprawie
z powodu niskiego stanu wód. Rozpoznanie dokonane dnia poprzedniego przekonało nas jednak, że nie zawsze można wierzyć słowu pisanemu. Damy radę.
Kładka piesza Waniewo - Śliwno z przeprawą pontonową liczy około 1100 metrów. To nie jest wiele, gdyby można było ją przejść ciągiem lub przejechać rowerem. Największą atrakcją jest konieczność czterokrotnej przeprawy przez bagna, strumyki i rozlewiska rzeki na ruchomych pomostach umocowanych na linach. Problem polegał na tym, że pontony, z powodu stanu wód były bardzo nisko w stosunku do prowadzącej przez bagna kładki. Dobra organizacja, silne męskie ramiona przy czynnym wsparciu piękniejszej części Grupy, pozwoliło bezproblemowo pokonywać terenowe przeszkody. Były słuchy, że może mocno wiać i będzie bujać, że męska część musi uważać na wodne nimfy, a panie mogą obawiać się rzęsorka rzeczka, ale nic takiego się nie wydarzyło. Mniej więcej na środku trasy stoi wieża obserwacyjna. Można z niej podziwiać wspaniały krajobraz ciągnący się horyzontem w nieskończoność.
W Śliwnie skręcamy na Kruszewo. Obok wsi na początku XX wieku poprowadzono trakt z Białegostoku do Jeżewa, a na Narwi wybudowano most, który przechodził różne koleje losu. Ostatecznie został zniszczony w 1939 roku. Kierujemy się na jego wschodni przyczółek, by po raz kolejny podziwiać to, co stworzyła natura. Zbyszek zarządza odwrót i poprzez Pańki i Rogowo podążamy do Choroszczy.
Na przedmieściach miasta mijamy oczyszczalnie ścieków, co widać i czuć, i nieco dalej niespodziewanie Waldek skręca w ścieżkę, prowadząca w dziurze jakiegoś ogrodzenia. Skąd On wie, w którą dziurę skręcić, a można by rzec, w którą dziurę się zagłębić? Za chwilę zagadka się wyjaśnia. Wjechaliśmy od tyłu na teren szpitala psychiatrycznego. Nie wiem, czy cel był zamierzony, ale zabytkowe budynki przyciągają uwagę. Dawniej funkcjonowała tutaj fabryka sukna fabrykanta Augusta Moesa wybudowania pod koniec XIX wieku. A stąd już blisko pod zabytkowy pałac Branickich z XVIII wieku. Dzisiaj mieści się tutaj Muzeum Wnętrz Pałacowych. Zakupujemy niedrogie bilety i szwędamy się po jaśniepańskich salonach. Podziwiamy wnętrza pałacowe z minionej epoki, meble i wyroby rzemiosła artystycznego. Piękne. Niewątpliwie uwagę naszą przyciągnęła tymczasowa wystawa zegarów kominkowych, odznaczających się bogactwem form i różnorodnością dekoracji. Napis głosi, że ,,Elegancja, moda wymagają aby zegar z salonu nie przypominał tego z buduaru czy z sali gdzie się podaje posiłki, aby był całkiem odmienny od tego, który znajduje się w sypialni. To jeszcze nie wszystko, trzeba tak czynić, aby w domu prałata nie znajdował się zegar podobny do tego, który możemy zobaczyć w domu generała.'' I pomyśleć, że dzisiaj budzi nas, pokazuje czas i wiele innych funkcji pełni urządzenie w swej formie bardzo proste. Telefon komórkowy.
Pogoda jest ładna, przyjemnie grzeje słońce, więc chwile odpoczywamy na pałacowych trawniku. Była uczta duchowa, wiec może czas coś dla ciała? Krystyna ze swej przepastnej sakwy wyciągnęła pokaźny kawał ciasta, zwany potocznie babką. Słuchy chodziły, że to jakiś markowy wyrób. Jako, że piszący te słowa posiadał urządzenie do krojenia, babka została podzielona na stosowne kawałki, by wszyscy uczestnicy doznali smakowych rozkoszy.
Ruszamy do centrum miasta. Nasze zainteresowanie wzbudza cerkiew. Niestety, nawet bramy wejściowe na teren okalający budynek są zamknięte na cztery spusty i możemy ów zabytek podziwiać spoza ogrodzenia. Nie podejmujemy się próby sforsowania ogrodzenia, bo za plecami mamy posterunek stróżów prawa. Więc udajemy się w stronę kościoła parafialnego pw. św. Jana Chrzciciela i św. Szczepana. Tutaj mamy więcej szczęścia. Możemy zobaczyć wnętrze kościoła
i zapoznać się z jego historią. A kościół, jak i miasto Choroszcz posiadają wiekowe
i ciekawe dzieje.
Opuszczamy to ciekawe miasteczko i zielonym szlakiem podążamy na Zaczerlany i Zawady. W Baciutach przejmuje nas szlak czerwony, przekraczamy Narew ładnym mostem i możemy pozwolić sobie na chwilę przerwy. A później to już przyjemna jazda przed siebie. ,,Podlaski Szlak Bociani'', ten czerwony, doprowadza nas do samego Waniewa.
Dzisiaj dzień spokojności. Po obiadokolacji, oczywiście zbyt obfitej przez ludzkie łakomstwo, gromadnie udajemy się na spacer. Z wieży widokowej usytuowanej na skraju Waniewa, rzucamy okiem na narwiańskie bagna wieczorową porą, podziwiamy miejscowy kościół w świetle reflektorów i wiemy już gdzie można kupić dobry miód.
Jednak wrażeń dnia dzisiejszego jest zanadto i wieczorny spacer nie uspakaja. Spontanicznie i przypadkowo rozentuzjazmowany tłum zbiera się w jadalni. Krew buzuje, a myśli kłębią się pod kopułą, stąd rozmowy Polaków na poważne tematy do późna w nocy. O rodzinie, o rowerach, o zaginionej kiełbasie, która rozpaliła umysły być może bardziej niż złoty pociąg, o farmaceutach w nie dosłownym tego słowa znaczeniu, o tym, że w domowych warunkach da się wytworzyć coś zbliżonego mocą do rakietowego paliwa i o wielu, wielu innych.

Sobotni poranek wita nas pochmurnie i wietrznie. W ten nieco chłonny dzień podążamy do Suraża, a do Waniewa wrócimy od strony narwiańskich bagien. Najpierw przed nami Płonka Kościelna. Mijamy rzeczkę o tajemniczo brzmiącej nazwie Awisso i zajeżdżamy na przykościelny plac. Przed nami duża bryła neogotyckiego kościoła pw. św. Michała Archanioła. Mamy możliwość zajrzeć do środka i wysłuchać jego historii. A kościół jest imponujący, ale wielkim czyni go kult Matki Bożej Płonkowskiej sięgający XVII wieku. Przed kościołem duży pomnik Jana III Sobieskiego, który jak głosi legenda, pielgrzymował do cudownego obrazu. Dowiadujemy się, że nieopodal kościoła tryska cudowne źródełko. Wierni przybywający do tutejszego sanktuarium czerpią z niego wodę i obmywają nią chore części ciała prosząc o łaskę uleczenia. Nadzieja wstąpiła w męskie serca. Niestety. Czy też informacja była niezbyt precyzyjna, czy też zadziałała siła wyższa, ale źródełka nie znaleźliśmy. I dalej trzeba będzie wstawać w nocy.
Niespełnieni w swych nadziejach dojeżdżamy do Łap. Kiedyś to miasto kojarzyło się z dużym węzłem kolejowym i zakładami naprawczymi taboru kolejowego. Dzisiaj, to tylko wspomnienie. Chcemy zobaczyć miejscowy kościół pw. św. Piotra i Pawła. I to nam się udaje, a ponadto od kościelnego otrzymujemy zaproszenie obejrzenia przykościelnego ogrodu. Rozpierzchła się rowerowa brać po parafialnym ogrodzie. Jabłka, gruszki, śliwy, tylko dyni nie udało się wynieść.
Zupełnie inny charakter miał nasza wizyta w Surażu. Ale nim dojechaliśmy do jednego z najmniejszych miast województwa podlaskiego, musieliśmy pokonać przeciwny wiatr, kilka niewielkich podjazdów i kilka Łap. Łapy Szołajdy, Łapy Dębowina, Łapy Pluśniaki, Łapy Bociany, a wcześniej Łapy Łynki i Kołpaki, i w ogóle nie zdziwiłbym się, gdybym zobaczył nazwę Łapy Elbląskie.
Parafia w Surażu należy do najstarszych ośrodków kościelnych na Podlasiu, a jej początki sięgają XV wieku. Tego dnia mieliśmy sporo szczęścia. Przy kościele spotykamy proboszcza tutejszej parafii. Oprócz wielu ciekawostek historycznych, dowiadujemy się, że jak wszędzie wieje, to w Surażu pi, pi, pi, zresztą nieważne. Wchodzimy do kościoła. To nie była zwykła turystyczna wizyta. Proboszcz pokazuje nam to, co jest udziałem podniosłych uroczystości kościelnych, a my dostosowaliśmy się do tego wydarzenia.
Żegnamy Suraż zdając sobie sprawę, że do obejrzenia jest tu jeszcze wiele rzeczy, ale wtedy musielibyśmy spędzić w miasteczku kilka godzin. Ruszamy Obwodnicą Rowerową NPN. Nim dojedziemy do miejscowości Zawady, mijamy Borowskie Michały, Borowskie Skórki, Pierwsze Piećki, Turośń Dolna i inne całkiem fajnie brzmiące nazwy miejscowości. W Zawadach skręcamy ostro w lewo na Topilec i Izbiszcze. Gdzieś pod lasem dziewczęce oczka wypatrują małe stado żurawi,
a Grażyna strzela do nich z obiektywu. Zatrzymujemy się w lesie, by obejrzeć stary cmentarz prawosławny, a w samym Topilcu cerkiew. We wsi uwagę naszą przyciąga wysoki kamienny mur w kształcie koła, wewnątrz którego znajdują się groby żołnierzy rosyjskich i niemieckich poległych w 1915 roku. Za wsią skręcamy na pobliskie łąki do wybudowanej nad rzeką wieży widokowej. Kolejna chwila przerwy i możliwość oglądania narwiańskiego krajobrazu.
Gdzieś przed Izbiszcze musieliśmy dokręcić dodatkowo 87 metrów. Tyle to metrów Waldek pojechał za daleko, a my za nim. Na szczęście wszystko się wyprostowało, chwila moment i było Śliwno. Oczywiście czekała nas atrakcja z dnia wczorajszego, czyli samoręczne pokonywanie przeszkody wodnej jaką jest Narew, tylko w odwrotnym kierunku. Dzięki dobrej organizacji i zdolnościom kierowniczym uczestników, mogliśmy pogratulować sobie pomyślnego zakończenia etapu i całej eskapady.
Wieczorem spotkaliśmy się, by podsumować nasza wycieczkę do Narwiańskiego Parku Narodowego. Edi przyniósł grająca walizeczkę, a my resztę, tzn. dobry humor. Podsumowanie było owocne i żywiołowe.

Relację przygotował Marek

Komendant 06 September 2015 40,064 11 komentarzy

11 komentarzy

Pozostaw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.
  • Waldic
    Waldic
    Miszcz, po prostu Miszcz Uśmiech Chatownik
    - 25 September 2015 16:03:22
    Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na nasze ustawienia prywatności i rozumiesz, że używamy plików cookies. Niektóre pliki cookie mogły już zostać ustawione.
    Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj