Aktualności
Zbiórka: Na Starówce, przy Piekarczyku, godz. 0.30
Trasa: Elbląg, Bielnik, Kępki, Nowinki, Marzęcino, Stobiec, Tujsk, Rybina, Stegna, Rybina, Tujsk, Marzęcino, Kępiny Małe, Nowakowo, Elbląg
Długość trasy:84 km, Uczestnicy: 32, Punkty: 84
Pokaż Wycieczka Nr 12/2010 - Nocna Stegna - 27 czerwca na większej mapie
Trasa: Elbląg, Bielnik, Kępki, Nowinki, Marzęcino, Stobiec, Tujsk, Rybina, Stegna, Rybina, Tujsk, Marzęcino, Kępiny Małe, Nowakowo, Elbląg
Długość trasy:84 km, Uczestnicy: 32, Punkty: 84
Pokaż Wycieczka Nr 12/2010 - Nocna Stegna - 27 czerwca na większej mapie
Podniecenie narastało z każdą chwilą. Niby wszystko normalnie, spokojnie, ale jednak inaczej niż zwykle. Oboje wiedzieli, że noc sprzyja zbliżeniu i oboje czuli swoją bliskość. CZŁOWIEK i ROWER..
Też poddałem się temu podnieceniu i po raz drugi staje mi, czy ja to dobrze ująłem?, a więc po raz drugi staje mi zmierzyć się z opisem nocnej eskapady Ku Słońcu.
O godzinie 0.30 z nieco małym poślizgiem, II Nocny Ogólnostopowy Rajd Rowerowy Nocna Stegna stał się faktem.
Frekwencja dopisała. Jedni podają liczbę 31, inni 32. Była to kolejna wycieczka STOPu, ale tym razem to ,,goście" dopisali. Kogoś nie było, bo obchodził osiemnaste urodziny chociaż na tyle nie wygląda, ktoś stwierdził, że noc jest od spania i wysłał na trasę tylko dwoje z rodzinnego klanu, ktoś inny być może zanurzył się w ciepłą kołderkę. Wierzę, że za rok będzie nas tyle, ile gwiazd na niebie.
Ze wszystkich stron Elbląga podążali bikerzy w swych podrasowanych maszynach, by zagłębić się w nocną ciemność na żuławskich trasach. Dodatkowe luksy, migocące gadżety, zwiększona ilość odblaskowych elementów powodowały, że peleton wyglądał niczym świąteczna choinka przed Rockefeller Center.
O czym pisać, jak wokół sama ciemność, a trasa dla wszystkich jest znana?. Elbląg, Bielnik, Kępki, Nowinki, Marzęcino, Stobiec, Tujsk, Rybina, Stegna.
Ruszyliśmy ścieżką wzdłuż E7. Pierwszy postój by wyrównać peleton tuż przy zjeździe w kierunku na Bielnik. Chociaż z tą ciemnością to tak do końca nie jest zgodne z prawdą. Noc była pogodna, księżyc jaśniutki i okrąglutki jak niemowlęca pupa i całą drogę towarzyszyła nam na niebie jasna poświata. Można było jechać bez oświetlenia, ale każdy szanujący się biker wie, że nie chodzi o to, czy ja widzę, tylko czy ja jestem widoczny.
Nie wiem kto prowadził, ale rozświecony peleton pędził niczym w jasny dzień i była obawa, czy trafimy w most przed Kępkami. Udało się. I dalej pęd ku słońcu. Bezwietrzna pogoda, rześkie powietrze i droga wolna od innych pojazdów sprzyjała dobrej jeździe. W takich warunkach jazda w grupie ma swoje dobre strony, chociaż nadmiar migocących tylnych świateł rowerzysty przed tobą daje trochę się we znaki. Ale to żaden problem, bo zmienia się miejsce w peletonie.
Marzęcino i krótki postój. Niektórzy tajemniczo gdzieś znikali. Może to było związane z legendą, która mówi, że w najkrótszą noc w roku zakwita kwiat paproci, a ten kto go znajdzie, zdobędzie dostatek i wieczne szczęście. Wprawdzie nie była to już najkrótsza noc, ale być może niektórzy liczyli, że znajdą chociaż uschnięty kwiat paproci, który da im moc odczuwania miękkiego siodełka. Nie wiem, czy ktoś coś znalazł, ale okrzyków radości nie było.
Przed Stegną widok okolicznych łąk wywołał u bikerów o bogatym wnętrzu i wrażliwej duszy słowa zachwytu. Tuż nad łąkami unosiła się lekka i powiewna mgła, a całość dawała złudzenie, że wokół jest woda. Romantyczny to widoczek.
Przejazd przez Stegnę, na rondzie w lewo i STOP. Cała droga do plaży jest aktualnie w remoncie. Niezbyt ciekawe perspektywy dla zmotoryzowanych na tegoroczny sezon. Rowerem, w odróżnieniu od samochodu, można pokonać rozkopaną drogę.
W końcu kres naszej drogi, czyli stegnowska plaża i daleki horyzont Zatoki Gdańskiej.
Wszyscy spoglądają na zegarki. Do wschodu słońca jeszcze dobra godzina. Trudno, zaczekamy, bo przecież po coś pedałowaliśmy blisko 40 kilometrów. Czas oczekiwania trzeba czymś wypełnić, tym bardziej, że w tym roku o tej porze dnia było trochę chłodno i wilgotno. Termometry pokazywały niecałe 10 stopni. Małe ognisko rozpalone przez Mirka podnosi nieco temperaturę i chętnych do ogrzania się jest wielu. Może to małe zmęczenie, może zarwana noc, ale niektórzy przytuleni do innej osoby robili bolesną minę. Ale nie narzekali i dzielnie się trzymali. Ania z klanu zabrała mały kocyk, na którym spoczęło kilka tyłków. Kanapki i ciepła herbata z termosu grzały od wewnątrz. Może to zabrzmi paradoksalnie, ale okazuję się, że zimne napoje również rozgrzewają, bo wielu bikerów takowe spożywało.
Godzina 4.10. Wszystkie oczy skierowane na wschodnią stronę, aparaty przygotowane i napięcie sięga zenitu. Plus, minus około 4.11 nad linią horyzontu pojawia się ONO. Były zachwyty i ochy. Okazało się, że podróż i oczekiwanie oraz niska temperatura, nie odebrały nam wrażliwości. Przejrzyste powietrze, czyste niebo i spokojne wody Zatoki pozwalały cieszyć oczy ładnym widokiem. ,,Szkarłatna tarcza wyłania się z wody, bardzo powoli odsłaniając swe nieziemskie oblicze. Słońce wznosi się coraz wyżej, ukazując się w całej okazałości pięknych barw". To taki pożyczony cytat. Tylko czy to słońce było szkarłatne?
Koniec spektaklu. Jeszcze koguty nie zaczęły piać, jeszcze ptaszki na dobre nie rozpoczęły swych porannych treli, jeszcze gospodynie nie zabrały się do dojenia krów, gdy my ruszyliśmy w drogę powrotną. Część uczestników tej nocnej wyprawy wyruszyła dalej, można nawet powiedzieć, że na koniec kraju, bo obrali kierunek na Półwysep Helski. Byli tacy, co zapragnęli sprawdzić czy aktualna jest granica Wolnego Miasta Gdańska, a pozostali ruszyli na Elbląg. Piątka wytrawnych bikerów z Mareckim na czele pognała przodem, natomiast STOPowa część peletonu spokojnie podążyła ich śladem.
To była przyjemna jazda. Słońce coraz mocniej ogrzewało nieco zziębnięte wszystkie członki, a ładne widoki i świeża zieleń umilały jazdę. Tuż za Stegną zanurzyliśmy się w lokalnie występującą mgłę, a później już było tylko samo szczęście. Jeżeli dodać do tego, że czekał na nas ,,Wacław II";, to nic nie mogło zmącić sielankowej podróży. Cali i zdrowi oraz w dobrych nastrojach i na dodatek powitani przez Tereskę dojechaliśmy do mety. Nie wszyscy, bo Andrzej został na trasie by w tak piękny poranek pokontemplować żuławskie widoki. Romantyczna to dusza.
Jak zawsze było miło, sympatycznie i wesoło. Chociaż coś brakowało. Nie było nocnych, babskich pogaduszek, Edi nie zażył morskiej kąpieli, nie było chętnych na dobrą herbatę z cytryną i nikt nie częstował kanapką. Tak było rok temu. Za to wyjedli mi ogórki małosolne.
Relację przygotował Marek R.
Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj