Aktualności
Zbiórka: Plac dworcowy PKP, godz. 6.40, odjazd pociągu godz. 7.01
Trasa: Malbork, Kraśniewo , Miłoradz, Mątowy Wielkie, Kończewice, Gnojewo, Szymankowo, Tropiszewo, Nowy Staw, Chlebówka, Lipinka , Lubstowo, Jazowa, Elbląg.
Długość trasy: 85 km, Uczestnicy: 17, Punkty: 85
Pokaż Wycieczka Nr 22/2010 - Mątowy Wielkie - 29 sierpnia na większej mapie
Trasa: Malbork, Kraśniewo , Miłoradz, Mątowy Wielkie, Kończewice, Gnojewo, Szymankowo, Tropiszewo, Nowy Staw, Chlebówka, Lipinka , Lubstowo, Jazowa, Elbląg.
Długość trasy: 85 km, Uczestnicy: 17, Punkty: 85
Pokaż Wycieczka Nr 22/2010 - Mątowy Wielkie - 29 sierpnia na większej mapie
Niewątpliwie po ostatniej niedzieli ceny surowców używanych do produkcji rowerowych dętek mocno pójdą w górę na międzynarodowych rynkach. Waldek musi zainwestować w dwie nowe dętki, co na pewno zostanie zauważone na światowych giełdach. Ale po kolei.
Jaką mamy przewagę nad Tour de Pologne? Tour już nie jedzie, a my pomykamy dalej. Tam etapy zaczynały się w godzinach popołudniowych, a my nasze zaczynamy już od samego rana.
Wczesna godzina zbiórki nie odstraszyła dzielnych STOPowiczów od wyruszenia na rowerowy szlak. Okres wakacyjny, to nieco "ogórkowy sezon" w naszych wycieczkach, ale jak ćwierkają elbląskie wróble, ściągnęli do miasta Ci, którzy wędrowali po szerokim świecie, chociaż nie wszyscy byli na ostatniej wycieczce. Ledwo zeszły z gór Królowe Bieszczackich Schronisk, a już planują, jak zauroczyć beskidzkich górali. Kazimierz, niczym bohater filmu ,"Wodny świat" tułał się po różnych wodach, wysuszył sandały, uchwycił pion na stałym lądzie i raźnie przystąpił do pedałowania. Uśmiech nie znika z twarzy Janusza Małego, bo obcina kupony ze stówy zainwestowanej w szwajcarskim banku. Jeszcze wspomnieniami żyją "egzotyczni" a Andrzej już dawno pożegnał słoneczną Jastarnię. Któż mógłby bardziej obrazowo opisać swoje zmagania z wysokimi górami, połączone z pokazem poobijanych nóg, jak tylko Alina. Wspomnienia są cudowne.
I właśnie głównie wakacyjne opowiastki wypełniły nam czas podróży pociągiem do Malborka. Część dzielnych bikerów nie byłaby sobą, gdyby tego etapu niedzielnej wycieczki nie odbyła na rowerach. Ruszyli tuż przed wschodem słońca.
Pustymi ulicami jeszcze uśpionego Malborka podjechaliśmy pod potężny zamek. Na jego tle wspólna fotka i przeprawiliśmy się na druga stronę Nogatu. Połatanym asfaltem pojechaliśmy do Kraśniewa. Przy nieczynnej popegeerowskiej wadze ostry skręt w prawo i kierunek Miłoradz. Mapy mają to do siebie, że wszystkie drogi na niej wyglądają na przejezdne. Zdarza się jednak, że kreska na mapie nijak ma się do rzeczywistości. Zanurzyliśmy się w duże kałuże. Nie wiadomo kto w zasadniczej części peletonu zasiał defetyzm, ale jak jeden zawrócił, to i reszta. Prawo stada. Prowadząca szpica czołowa, używając wojskowego określenia, pomknęła prosto nie zważając na chwilowe trudności. Jak im się jechało, piszący te słowa nie może nic na ten temat napisać, bo znalazł się w grupie, która postanowiła zawrócić i poprzez Pogorzałą Wieś dojechać do Miłoradza. W PWsi obejrzeliśmy z zewnątrz kościół, uruchomiliśmy ręczną pompę do wody i ładną drogą dojechaliśmy do Miłoradza. Tam spotkaliśmy na nieco obłoconych maszynach Waldka, Mariana, Janusza "M", Jurka i Ediego. W miejscowości tej znajduję się godny obejrzenia, co też nie omieszkaliśmy dokonać, z ciekawym wnętrzem ceglany kościół gotycki, zbudowany w drugiej połowie XIV wieku.
Dalsza droga wiodła nas do miejscowości Mątowy Wielkie. Celem naszym było obejrzenie kościoła gotyckiego, zbudowanego na początku XV wieku, z nadbudowaną w XVIII wieku wieżą pokrytą drewnianym gontem. Niestety, trafiliśmy pechowo, bo w kościele odprawiana była msza. Warto odnotować, że na terenie diecezji elbląskiej patronką kobiet jest Dorota z Mątowów. Żona mieszczanina gdańskiego, płatnerza i matka dziewięciorga dzieci, a później stygmatyczka, błogosławiona Kościoła katolickiego. Dorota zmarła jako pustelnica, zamurowana w małej celi przylegającej do prezbiterium kościoła w Kwidzynie, której jedno okno wychodziło do kościoła, drugie na zewnątrz.
Niedaleko kościoła zrobiliśmy sobie małą przerwę, wykorzystaną na małe co nieco
i zbiorowe dopompowywanie rowerowych dętek oraz niekończące się wakacyjne wspominki. Trzeba przyznać, że tych przerw planowanych i wymuszonych było dużo. Może to specjalna taktyka Komendanta na uspokojenie gorących głów, bo po wakacjach towarzystwo jakieś podniecone, rozentuzjazmowane, emocjonalnie rozchwiane i mocno rozgadane.
Dalszy plan zakładał, by poprzez miejscowości Bystrze, Gnojewo, Szymankowo
i Tropiszewo, dojechać do Nowego Stawu.
Kawa, ciastka, lody. Te przyziemne rzeczy mąciły rozum bikerów i stały przed oczami. Parcie na cukiernie "Jędruś" było ogromne. Wiązki protonów w Wielkim Zderzaczu Hadronów pod Genewą, nie pomykają tak szybko, jak myśmy mknęli. Nim dotarliśmy do N. Stawu warto odnotować pewne rzeczy.
W miejscowości Bystrze z rowerowego siodełka mogliśmy podziwiać piękną konstrukcję domu podcieniowego, o wspaniale rzeźbionych głowicach kolumn i belek oczepowych. W Gnojewie zatrzymaliśmy się na małą chwilę, by zobaczyć z bliska to, co jeszcze zostało z dawnej świetności kościoła p.w. św. Szymona i Judyty Apostołów. Kościół w Gnojewie jest najstarszą na Pomorzu świątynią szachulcową, czyli ceglano-drewnianą, której budowę rozpoczęto w XIV wieku. Dzisiaj to jedna, wielka ruina.
Postój w Gnojewie nieco się przedłużył, bo wyzionęła ducha dętka w tylnym kole Waldkowej "Medzi". Awaria została szybko usunięta, a dętka napompowana świeżym powietrzem, bo wbrew nazwie, w Gnojewie niczym nieznośnym nie zalatuje.
Pisk hamulców na nowostawskim rynku oznaczał, że dojechaliśmy do upragnionej cukierni. Znają tutaj elbląskich bikerów, ale trzeba przyznać, że warto po drodze tutaj zajrzeć, bo w cukierni same pychotki. Z kronikarskiego obowiązku napiszę, że Piotr zjadł 8, słownie osiem pączków, Janusz "M" skonsumował colę, kawę i pączka, a Waldek dużą porcję sernika. Paniom kalorii liczyć nie będziemy.
Pojedli, popili i pojechali, ale nie za daleko. Nad stawem, tuż za miastem zrobiliśmy kolejną przerwę, by uzupełnić energetyzujące płyny w organizmie. Kiedy padło hasło do dalszej jazdy okazało się, że padła kolejna dętka w rowerze Waldka. Tym razem koło przednie. Zebrane konsylium nic nie wymyśliło i trzeba było wyciągać z zapasów nową dętkę. Okazało się, że ta wymuszona przerwa wyszła nam na dobre. Gdybyśmy wyjechali wcześniej, prawdopodobnie trafilibyśmy w deszcz, a tak deszczowa chmura przesuwała się przed nami. Ale szczęście nie trwa wiecznie. W okolicach miejscowości Rakowo dopadł nas umiarkowany deszcz. Zatrzymaliśmy się w miejscu, w którym z ilości zostawionych butelek po piwie na stołach można wnosić, że to miejscowy park kultury i wypoczynku. Postój nie trwał długo, bo deszcz przestał padać, ale okrycia wierzchnie zostały w zasięgu ręki. Z obawy przed deszczem pomknęliśmy w kierunku Jazowa. Szybka jazda spowodowała, że Grupa rozdzieliła się na trzy części. Nie dane nam było jednak spokojnie dojechać do domu, bo deszcz lunął niemiłosierny. Przystanki autobusowe okazały się zbawienne, tym bardziej, że grad też był. Później już mała mżawka w niczym nie przeszkodziła, by dojechać do mety.
Mimo pewnych niespodzianek w ostatniej części wycieczki, nie straciła ona nic ze swego uroku. Jeszcze raz przekonaliśmy się, że Żuławy są piękne i bogate w ciekawe zabytki, chociaż stan wielu z nich budzi niepokój, a rowerzyści jak zawsze pogodni i uśmiechnięci.
Relację przygotował Marek R.
Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj