Aktualności
Zbiórka: na Starówce, przy Piekarczyku , godz. 9:30
Trasa: Elbląg, Żurawiec, Krzewsk, Jezioro Drużno - wieża widokowa, Żurawiec, Jezioro, Karczowiska Górne, Elbląg.
Długość trasy: 45 km, Uczestnicy: 25, Punkty: 45
Pokaż Wycieczka Nr 4/2011 - Jezioro Drużno - 01 maja na większej mapie
Trasa: Elbląg, Żurawiec, Krzewsk, Jezioro Drużno - wieża widokowa, Żurawiec, Jezioro, Karczowiska Górne, Elbląg.
Długość trasy: 45 km, Uczestnicy: 25, Punkty: 45
Pokaż Wycieczka Nr 4/2011 - Jezioro Drużno - 01 maja na większej mapie
A myśmy maszerowali tłumnie, machając radośnie czerwonymi szturmówkami,
z głośników było słychać pieśń młodzieży demokratycznej, a przy trybunie spontanicznie i chóralnie skandowaliśmy hasło ,,młodzież partia, młodzież partia". Ale to już było i nie wróci więcej, brzmią słowa znanej piosenki.
Skoro nie musieliśmy uczestniczyć w pochodzie, to pognaliśmy przed siebie manifestując swoją radość i zadowolenie z kolejnej niedzielnej wycieczki.
Będzie o przebierankach, o największym poświęceniu mężczyzny, o znikających zabytkach, o samotnej parasolce na wodzie, o gumowych awariach, o majowym deszczu, o worku na głowie i innych sprawach. Ale po kolei.
Święta, święta i po świętach, i ponownie spotkaliśmy się na rowerowym szlaku.
Świąteczna przerwa dobrze nam zrobiła. Nabraliśmy krzepy, przybyło nam masy mięśniowej, dzięki temu będzie z czego rzeźbić sylwetkę, a energią w nas tkwiącą moglibyśmy ruszyć nawet kołami lokomotywy.
Ale, ale, kogoś tutaj brakuje. Nie ma tej, nie ma tego. Rozpłynęło nam się gdzieś rowerowe towarzystwo po biebrzańskich wodach i wałęsa gdzieś wysoko pod chmurami, odwiedzając jakieś bazary, jakby w Elblągu nie było targowiska. Przybyli najwierniejsi, by pod wodzą Ediego Pierwszego dotrzeć do jeziora Drużno
i nacieszyć oczka krajobrazowymi widokami i poczuć prawdziwy powiew wiosny, i jak się okazało, poczuć również na twarzach majowy deszcz.
Jego Wielkość, tego dnia nam panujący, początkowo nerwowo krążył wokół Piekarczyka, wypatrując, jak to określił, sekretariatu grupy. Na widok Kasi i Tereski rozpromieniło mu się lico. Mając tego dnia wielką misję do spełnienia, sprawnie wyznaczył funkcyjnych peletonu i wiedział co robi. Na prowadzącego został wyznaczony Waldek. Wiadomo trasy nie pomyli, a wszyscy będą mówili, że to zasługa Jego Nieomylności. Nakazał zrelacjonować wycieczkę, by opisujący niczym królewski kronikarz, podkreślił zasługi Jego Doniosłości, co będę czynił w owej relacji. Do niewdzięcznej roli poborców wyznaczył niewiasty, bo jak wiadomo nikt wtedy grosza nie odmówi i kijami nie pogoni.
Ruszyliśmy. Krótką chwilę jechaliśmy w eskorcie małego EBika, który wraz z tatą odprowadził mamę do rogatek starego miasta. A później to już mama musiała radzić sobie sama.
Nasz cel, to wieża widokowa nad Jeziorem Drużno. Nie siląc się na autorskie opisy, zacytuję fragment tego, co ktoś napisał o wspomnianym jeziorze.
,,To miejsce magiczne. Nad jego brzegami godzinami można obserwować pełne wdzięku zaloty łabędzi, sprzeczki mew, majestatyczne loty czapli i krzątanie się kaczych mam, pilnujących swego niedawno narodzonego potomstwa. Wiosennymi świtami Drużno oczarowuje stojącymi w czerwonych promieniach słońca strzelistymi topolami i falami mgieł, które niczym teatralne kurtyny odsłaniają niezwykłe zakątki dziewiczej przyrody, przenosząc widza w bajeczny świat wodników, rusałek i dobrych wróżek".
Trasa wiodła przez Raczki, Tropy, wiadomo Elbląskie, Żurawiec, betonowymi płytami do wieży.
Tuż za kolejowymi torami pierwsza gumowa awaria. Na szczęście była to tylko odpięta guma od bagażnika w Luckowym rowerze. Szybko i sprawnie, całą grupą, co podkreślam, bo to przecież zasługa komendantującego tego dnia, dotarliśmy do miejscowości Tropy Elbląskie.
W większości przewodników i na mapach turystycznych, a nawet znaki informacyjne wskazują, że możemy tutaj obejrzeć dom podcieniowy. Często przejeżdżamy przez tę miejscowość, lecz jakoś nie zboczyliśmy, by obejrzeć owy zabytek. Jego Łaskawość skinieniem głowy dał znać, że rowerowa ciżba może obejrzeć sobie ów zacny zabytek. Trochę trzęsło, bo droga brukowana, ale dojechaliśmy i konsternacja. Trudno to opisać, bo zastana ruina w niczym nie przypomina domu podcieniowego
i na pewno szybko należałoby usunąć wspomniane znaki informacyjne. Tylko tablice przypominają o dawnej świetności miejscowości i rozglądając się wokół, można wyobrazić sobie, jak to wszystko kiedyś wyglądało. Tropy Elbl. posiadają rzadki układ przestrzenny, w którym główną oś stanowił kanał, jako droga wodna. To styl typowo holenderski, wynikły z pobytu tutaj mennonitów. Po drodze mijaliśmy również pozostałości cmentarza pochodzącego z drugiej połowy XIX wieku, na którym zachowały się pojedyncze płyty nagrobne i obrysy grobów.
Jego Przenikliwość, widząc że morale Grupy upadło z powodu widoku ginącego zabytku żuławskiej sztuki budowlanej, zarządził krótki postój przy sklepie w Żurawcu. Sklep nieco inny, ale ogólnie zakupywany asortyment ten sam.
Jeszcze chwilka, jeszcze kilka dziur w drodze i kilka betonowych płyt, i dotarliśmy do ścieżki prowadzącej do wieży. Niektórzy niemalże z nabożną czcią mijali samotną wierzbę tkwiącą tuż nad wodą, pamiętając, że nie zawsze kąpiel jest przyjemnością. Na szczęście, ścieżka prowadzącą do wieży została naprawiona, lecz widać na niej ślady działalności bobrów. Tuż koło wieży, spokojnie na wodzie, w niezatapialnym białym kajaku, na leciutkich falach kołysał się Jurek, niczym ,,Samotny biały żagiel".
Wieża widokowa, nasz cel, nieco już niszczejąca, ale stoi. Wspomniałem wcześniej o Jeziorze Drużno, ale chciałbym napisać coś więcej o skrzydlatych mieszkańcach tych wód. W poszukiwaniu tematu, natknąłem się na stronę, chyba mało znaną, ale w adresie jakby znajomą. Więc zacnych uczestników wycieczki i nie tylko, proszę o wpisanie adresu www.zbigniewostaniewicz.pl , by następnie w foto blogu przeczytać sobie opis wycieczki z 22 marca bieżącego roku. Polecam i wszystko będzie wiadomo.
Z kronikarskiego obowiązku trzeba coś napisać na temat niedzielnej aury. Praktycznie cały czas towarzyszyła nam słoneczna pogoda, czasami słońce chowało się za chmurami i wiał nieco chłodny północny wiatr. Tylko po dotarciu do wieży pogoda nagle zmieniła się, niebo pokryły ciężkie chmury i przez około pół godziny padał deszcz. Na szczęście niezbyt groźny, bo nawet wieża uchroniła nas przed nim.
Były dwie opcje. Albo ubrać się tak, by dostosować się do zmieniających się warunków, albo stosować przebieranki niczym Lady GaGa na koncercie. Na wyraźne życzenie nie opiszę, ile kto razy i w co się przebierał, ale gdy już zabrakło własnej garderoby do przebrania, doszło do największego poświęcenia ze strony mężczyzny. Waldek oddał własne spodnie. Roweru by nie dał, bo czym by wrócił, a bez spodni można jechać, tym bardziej, że były to spodnie zapasowe wiezione w sakwie. Co dostał w zamian, to tajemnica handlowa.
Były różne sposoby osłony przed deszczem. Większość uczestników wycieczki skryła się pod wieżą, Olek wykorzystał foliowy worek, na pewno nieprzemakalny, a samotnie w kajaku pod kolorowa parasolką skutecznie chronił się Jurek. To taka odmiana ,,Parasolek z Chebourga".
Niestety, niezbyt sprzyjająca aura akurat w momencie dotarcia do wieży, nie sprzyjała obserwowaniu otaczającej przyrody. Ale z tego co można było zobaczyć i usłyszeć, mimo gwaru wydobywającego się spod wieży, to ptasie życie tętni nad i wokół jeziora.
Deszcz przestał padać, zegarek Jego Dokładności wskazywał godzinę powrotu i pora było zbierać się do drogi. Tradycyjna fotka na wieży, pomachanie Jurkowi na pożegnanie i naprzód. Trzeba było zachować ostrożność, bo ścieżka zrobiła się po deszczu lekko błotnista.
Na skrzyżowaniu dróg, na pograniczu miejscowości Krzewsk i Żurawiec doszło do rewolty. Jego Stanowczość chciał pokierować peleton prosto na Elbląg, spragniona kilometrów masa rowerowa wymusiła jazdę w kierunku Jeziora i Karczowisk Górnych. Pęknięta guma w dwudziestodziewięcio calowcu Piotra było karą za sprzeciwianie się władzy. Peleton znieruchomiał na drodze przed Jego Srogością. Marian obyty z takimi awariami, pospieszył na ratunek. Dętkę moczył w przydrożnym rowie, obijał koło o dziurawy asfalt i formował oponę coś na kształt koła. I udało się, można było jechać dalej.
Przy słonecznej pogodzie, choć nieco bocznym wietrze przebiegła nam dalsza trasa. Warto odnotować, że zatrzymaliśmy się też przy szczególnym zabytku, jakim jest most zwodzony nad Tiną lub Tyną. Funkcjonują te dwie nazwy. Sam most powstał w 1895 roku. Konstrukcja jest nitowaną blachownicą i posiada trzy przęsła, z których środkowe stanowi most ruchomy dwuskrzydłowy. Długość mostu wynosi 39 metrów. To jeden z najstarszych mostów zwodzonych w Polsce.
Jest meta. To był udany dzień i radosna, majowa wycieczka. Na pewno wiemy, że wiosna już w pełni i Żuławy przybierają inny wygląd, a Jezioro Drużno pozostaje ostoją wodnego ptactwa.
Rozjechaliśmy się każdy w swoją stronę, mając przed oczami powiewające białe, czerwone i żółte wstążeczki przy Januszowym rowerze, które przypomniały nam o ważnym wydarzeniu w historii Polski i uroczystościach ku czci Wielkiego Polaka.
Ps. Pomimo Jego Wielkości, Doniosłości, Nieomylności, Łaskawości, Stanowczości, Srogości, Przenikliwości i Dokładności, Edi pozostał Edim i za to Go lubimy.
Więcej cnót owego zacnego Męża nie będę opisywał, bo jest ich bez liku.
Relację przygotował Marek R.
Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj